Niełatwo zrozumieć, że cierpienie może być radością człowieka. Patrząc jednak na przykład świętych, a przede wszystkim na życie Maryi można zauważyć, że pomimo bezgranicznego cierpienia, od dnia ofiarowania aż po Kalwarię, Maryję przepełniała bezgraniczna radość. Ojciec Raoul Plus stwierdza, że źródło takiej postawy znajdowało się „przede wszystkim w bezwzględnym i radosnym zgodzeniu się na wszelką wolę Bożą. (…) Owa zgodność z wolą Bożą, owo przylgnięcie, tak istotnie było początkiem niebieskiej szczęśliwości, że nic już jej naruszyć nie mogło. (…) Święty Alfons Liguori, mając przede wszystkim przed oczyma boleść Maryi, przedstawia, że było to męczeństwo bez żadnej pociechy — o. Faber zaś, kładąc nacisk na Jej pogodę, twierdzi, że w każdej chwili była pocieszaną w swej boleści”1. Maryja cierpiała z miłości i dla Miłości. Święty bp Pelczar w następujący sposób określa współzależność miłości i cierpienia: „Miłość nie lęka się cierpień. (…) Miłość pragnie cierpień, a im gorętsza jest miłość, tym silniejsze jest to pragnienie”2.
Tradycja Kościoła katolickiego cierpienie Najświętszej Maryi Panny zawiera w siedmiu Jej boleściach: proroctwo Symeona, ucieczka do Egiptu, zgubienie Pana Jezusa, spotkanie z Jezusem na drodze krzyżowej, ukrzyżowanie i śmierć Jezusa, zdjęcie Jezusa z krzyża, złożenie Jezusa do grobu.
Proroctwo Symeona
„I błogosławił im Symeon, i rzekł do Maryi, matki jego: Oto ten położony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą, a duszę twą własną przeniknie miecz, aby myśli z wielu serc były objawione” (Łk 2, 34–35). Maryja wraz z Józefem przynosi do Świątyni Jerozolimskiej Jezusa, by zgodnie z żydowską tradycją Pierworodnego poświęcić i ofiarować Bogu. Ewangelista nie wspomina, „jakie uczucia obudziła ta przepowiednia w przeczystym sercu Dziewicy. Czy jednak moglibyśmy przypuścić, że się kiedykolwiek ulotniły z Jej duszy? Święty Łukasz mówi z okazji innych zdarzeń, że Maryja «matka jego zachowywała wszystkie te słowa w sercu swoim» (Łk 2, 51)”3.
Najświętsza Maryja Panna rozumie proroctwo Symeona i w pełni poznaje bolesną tajemnicę odkupienia ludzkości. Wie, że Jej Syn powoła do życia wiernych, że odniesie triumf nad śmiercią i piekłem — wszystko to za cenę poniżającej i bolesnej śmierci na krzyżu. Oczami duszy widzi, jak pomimo tej ofiary wielu ludzi odrzuci zbawienie; ale widzi także jak wielkiego szczęścia dostąpią wszyscy, którzy w pełni przyjęli naukę Jezusa Chrystusa. Odczuwając to wzbudza w swym Sercu na przemian ból i radość. Godzi się na wszystko, „stosuje się zupełnie do życzeń swego Syna, by być tak wcześnie i tak głęboko złączona z Nim, jako ofiarą”4.
Aby wzorować się na Maryi trzeba z taką stanowczością i wspaniałomyślnością, jak Ona, przyjmować zarówno szczęście, jak i nieszczęście, słodycz i gorycz. „Jak ciasne i tchórzliwe jest serce ludzkie, gdy trzeba przyjąć coś niemiłego i odmiennego od przyzwyczajeń ziemskich! Jak gniewają człowieka przeciwieństwa! Z jaką niecierpliwością je przyjmuje! Jak nieznośne wydaje mu się to wszystko, co kłóci się z jego przyzwyczajeniami! Jakże często człowiek zapomina, że jego Pan i Mistrz wcześniej cierpiał i uświęcił cierpienie samym sobą!”5.
Ucieczka do Egiptu
„(…) oto Anioł Pański ukazał się we śnie Józefowi, mówiąc: Wstań i weźmij dziecię i matkę jego, a uciekaj do Egiptu i bądź tam, aż ci powiem; bo stanie się, że Herod będzie szukał dziecięcia, żeby je zatracić. A on wstawszy, wziął dziecię i matkę jego w nocy i uszedł do Egiptu” (Mt 2, 13––14). Bezpośrednio po hołdzie mędrców Pan Bóg nakazuje Józefowi, by uciekał przed Herodem i schronił swą rodzinę na obczyźnie.
Katoliccy pisarze przedstawiający ucieczkę do Egiptu, podjętą zgodnie z wolą Bożą, wskazują na trudne warunki wędrówki. Już na początku Maryja z Dzieciątkiem i Józef muszą przebyć męczącą, wręcz karkołomną drogę. Z Betlejem położonego 800 m n.p.m. schodzą w dolinę wąskimi i stromymi ścieżkami. Dodatkowym utrudnieniem jest ciemność. Nad ranem docierają do krainy Filistynów, a na drugi dzień do Gazy. Tu z pewnością uzupełniają skromne zapasy i dalsza droga Świętej Rodziny prowadzi przez pustynię7. „Aby zrozumieć wielkość trudów, jakie musieli ponosić Maryja i Józef, a z nimi i Jezus, trzeba przede wszystkim pamiętać o tym, że wolą Najwyższego było, aby odczuli oni przykrości i cierpienia tego wygnania. Niebiańska Pani znosiła wszystko ze spokojem; to samo można powiedzieć o św. Józefie. Oboje byli narażeni na mnóstwo uciążliwości; większe jednak były cierpienia, które w swoim sercu odczuwała Maryja na skutek cierpień swego Dziecięcia i św. Józefa; ten martwił się natomiast z powodu cierpień Jezusa i Maryi, a także tego, że mimo najszczerszych chęci w niczym nie mógł Im pomóc”7. Święta Rodzina zdąża do Egiptu przez tę samą pustynię, po której Mojżesz prowadził Naród Wybrany do Ziemi Obiecanej. Szybko kończą się zapasy żywności, dniem doskwiera upał i brak wody, nocą — przenikliwy chłód. Jednak po długiej, mozolnej wędrówce święci Pielgrzymi docierają do doliny Nilu. „Czym było dla Maryi to przesiedlenie do obcego kraju, mógłby najłatwiej odczuć człowiek głęboko pobożny, złączony nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie z jakąś społecznością chrześcijańską, a przeniesiony nagle do niekatolickiego miasta. Jakże samotnym czuje się mimo gwarnego otoczenia! Nie jest wprawdzie sam, ale duchowo jest osamotniony; jakże to przykre i pełne goryczy uczucie! W podobnym położeniu znalazła się Maryja. (…) Dla Maryi, istoty bezgrzesznej, całe pogańskie otoczenie było szczególnie przykre”8. Wszystkie cierpienia wywołują jeden skutek: Najświętsza Panna coraz bardziej zagłębia się w treść Pisma św. i coraz lepiej rozumie znaczenie słów Symeona. Wierzy, że Pan Bóg jest nieskończenie dobry i każde trudne doświadczenie ma określony cel w Bożym planie. Dla człowieka wierzącego trudności są sprawdzianem ufności i miłości do Pana Boga. To wtedy okazuje się, czy pełni swoją, czy Bożą wolę. Im więcej swojej woli, tym bardziej dokuczają trudności. Im mniej sprzeciwu wobec Bożej woli, tym łatwiejsze do przyjęcia jest cierpienie, które staje się w końcu słodkie. Po pewnym czasie walki ciernie (a więc umartwienia, pokusy itp.) stają się różami — tak powiedział Pan Jezus do św. Brygidy.
Zgubienie Jezusa
„(…) i kiedy wypełniwszy dni, wracali, zostało dziecię Jezus w Jeruzalem, a nie zauważyli rodzice jego. Mniemając zaś, że on jest w towarzystwie, uszli dzień drogi, i szukali go wśród krewnych i znajomych. A nie znalazłszy, wrócili się do Jeruzalem, szukając go” (Łk 2, 43–45). Gdy Jezus miał dwanaście lat, macierzyńskie serce Maryi doznaje ciężkiego doświadczenia. Po obchodach święta Paschy, w którym uczestniczy Święta Rodzina, mężczyźni i kobiety wracają osobno — chłopcy mogą iść w obu grupach. „Maryja przypuszczała, że Jezus idzie z Józefem. (…) Jakże bolesne było Jej zdumienie, kiedy spotkawszy się z Józefem, nie znalazła Syna swego. «A Jezus? Gdzież Jezus?» — to były ich pierwsze słowa. Gdzie się znajdował Jezus? Nie wiedzieli.
Kiedy Bóg zamierza poprowadzić duszę na wyżyny doskonałości i kontemplacji, wystawia ją na bolesne doświadczenia. (…) Są to ciężkie próby, polegające przede wszystkim na ciemnościach duchownych, na poczuciu opuszczenia od Boga; przez nie Bóg czyści i pogłębia duszę, by ją uczynić bardziej godną zjednoczenia poufalszego i wznioślejszego.
Najświętsza Panna nie potrzebowała zapewne takich doświadczeń; jakaż gałązka była bardziej płodna, wszak Ona to wydała światu boski owoc. Lecz kiedy zgubiła Jezusa, żywe cierpienia ścisnęły Jej sercem, które miały powiększyć Jej zdolność miłowania i rozległość Jej zasług. Trudno nam zmierzyć jak wielką była boleść Najświętszej Panny; trzeba by zrozumieć, kim był Jezus dla swej Matki”9.
Maryja z Józefem wracają do Jerozolimy. Chwile bez Jezusa są dla Nich niewyobrażalnie ciężkie i trudne. „Bóg dopuścił, by w tych godzinach trwogi i niepokoju duszę Maryi zaległy ciemności; nie wiedziała, gdzie znajdował się Jezus; nie rozumiała, dlaczego nie uprzedził o tym swej Matki; boleść Jej była bezmierna, bo Jej odjęto tego, którego kochała jako swego Syna i jako swego Boga”10. Po trzech dniach znajdują Jezusa w świątyni i wtedy rozumieją, że Jezus się nie zgubił, a dobrowolnie ich opuścił, by pozostać w domu Ojca.
Spotkanie z Jezusem na drodze krzyżowej
Wraz z Janem i niewiastami Maryja podąża na Kalwarię. W drodze spotyka swego Syna niosącego krzyż. „Co za ogrom bólu dla Niej, widzieć Go w tak okropnym stanie! Spotykają się ich oczy: przepaść cierpień Jezusa przyzywa przepaść współczucia Jego Matki. (…) To spotkanie było równocześnie źródłem boleści i radości dla Jezusa. Boleści na widok głębokiego udręczenia, w jakim pogrążona była smutna dusza Jego Matki; radości na myśl, że jego cierpienia będą okupem za te wszystkie przywileje, którymi została i będzie jeszcze obdarowana. (…) Maryja łączy się z tym uczuciem Jezusa, wie, że wszystko musi się wypełnić dla naszego zbawienia; bierze swoją cząstkę z cierpień Jezusa, idąc za Nim aż na Golgotę, gdzie stanie się Współodkupicielką”12. Rozpamiętując wraz z Maryją cierpienia Jej Syna dusza uczestniczy w tajemnicy zbawienia. Niepokalana poprzez swoje oddanie dogłębnie poznaje te tajemnice. Ona wie, że tylko w ten sposób można naśladować Jezusa w Jego miłości. Jako pierwsza pokazuje drogę, która prowadzi do szczęśliwości — drogę, która wydaje się ciernista i kamienista, ale po wkroczeniu na nią dostrzega się jej piękno przepełnione nadprzyrodzoną miłością Jezusa Chrystusa.
Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa
„Tam Go ukrzyżowali, a z nim innych dwóch, z jednej i z drugiej strony, a w pośrodku Jezusa. (…) Jezus więc, gdy przyjął ocet, rzekł: Wykonało się. I skłoniwszy głowę, oddał ducha” (J 19, 18; 30). Po przybyciu na Kalwarię, żołnierze odzierają Pana Jezusa z szat, wkładają na jakże skatowaną najświętszą głowę koronę z cierni, którą uprzednio zdjęli. Przygotowują gwoździe i młoty. „A Matka Boża jest przy tym, widzi to i słyszy… Widzi, z jaką dzikością żołdak uchwycił ramię Chrystusa, rozciąga je, gdy drudzy przytrzymują Mu nogi. A teraz kolej na drugie ramię… Słyszy głuche uderzenia młota wpędzającego gwoździe w żywe ciało i uderzenia twardsze, gdy gwóźdź chwycił się drzewa. Patrzy, jak dookoła każdej ręki owijają sznur, przymocowując je do krzyża, ażeby rany nie uległy przedarciu. Następnie chwytają krzyż i go podnoszą. Ach, jakie to wstrząśnienie! Krew i łzy ponownie zalały Najświętszą twarz. (…) Jeszcze jeden okrutny wstrząs — kilka wbitych klinów, kilka łopat ziemi… krzyż umocowany — skończone! (…) Teraz żołnierze pozwalają kobietom zbliżyć się. Maryja przystępuje do stóp krzyża, by dzielić z Synem trzygodzinne konanie”12.
Maryja podczas całej męki Chrystusa odczuwała ból i cierpienia Syna, tak i teraz, nie tracąc życia odczuwa wszystkie cierpienia Pana Jezusa w czasie śmierci13. Jednak, jak pisze o. Raoul Plus, nad boleścią Maryi góruje inne uczucie: „zupełne poddanie całej istoty woli Boga Ojca i Boga Syna — inaczej mówiąc, niezmierna Jej miłość ku nam każe Jej przyjąć ofiarę Jej Pierworodnego — jak to czyni Bóg Ojciec — ażebyśmy wszyscy, ci «drudzy» Jej synowie, zostali zbawieni”14.
Zdjęcie Jezusa z krzyża
„Potem zaś poprosił Piłata Józef z Arymatei, żeby mógł zdjąć ciało Jezusowe. I pozwolił Piłat. Przyszedł więc, i zdjął ciało Jezusowe” (J 19, 38). Wkrótce potem, gdy żołnierz przebija bok Pana Jezusa i z Najświętszego Serca wypływa krew i woda, umęczone ciało Jezusa oddano Maryi. Znów trzyma na kolanach swego Syna — jakże On zmiażdżony. Jej boleść jest niewyobrażalna. „Obmywając Syna, liczy wszystkie rany i sińce, i zbezczeszczenia. Tu ślady biczów, tu skaleczenia cierniem, a tam oplwanie i bolesne policzki — tam wstrętniejszy od oplwania bluźnierczy pocałunek Judasza”15. Wszystkie te rany Maryja zbiera w swym Sercu, które bije najczulszą miłością do Słowa Wcielonego. „Jej miłość nie napotykała w swoim rozwoju żadnych przeszkód”16.
Złożenie Jezusa do grobu
„A Józef wziąwszy ciało, owinął je w czyste prześcieradło, i położył je w nowym grobie swoim, który był wykuł w skale. I przywalił do drzwi grobu kamień wielki, i odszedł” (Mt 27, 59–60). Krótko trwa chwila, w której Maryja może utulić ciało swego Syna. Już czas złożyć je do zimnego i ciemnego grobu. Józef z Arymatei pomaga owinąć ciało Jezusa w całun, świętą głowę okalają dodatkowe chusty. „Cierpienia Jezusowe nosiła Maryja w sobie, odczuwała je, bolała nad nimi, a wszyscy, którzy teraz zbliżali się do Niej, pamiętali o tym. Odczuwali Jej ból i dojmujące cierpienia, jakie znosiła z miłości dla Jezusa. A Matka wdzięczna była za współczucie i dziękowała każdemu, kto podzielał Jej ból, łączył się z cierpieniami Jej Syna i wraz z Nią ubolewał nad nimi”17. Jan wspiera Maryję, towarzyszą im święte niewiasty, które postanawiają wrócić tu po szabasie, by namaścić święte ciało.
Maryja pomimo boleści i cierpień nigdy nie wątpi. Z ufnością ofiaruje swojego Syna, z drżeniem Serca szuka, z miłością trwa pod krzyżem, obmywa łzami bolesne rany, z matczynym Sercem przyjmuje znękane Przenajświętsze Ciało. W cierpieniach tych kryje się nie tylko ogromny ból, ale przede wszystkim, co niełatwo zrozumieć, radość ze Zmartwychwstania i odkupienia z grzechu rodzaju ludzkiego.
Artykuł ukazał się w “Triumfie Niepokalanej” 9/2013
do pobrania pdf
Litania do Matki Bożej Bolesnej
1 o. Raoul Plus SJ, Najświętsza Panna Maryja w dziejach naszej duszy, Kraków 1934, s. 18–19.
2 bp Józef Sebastian Pelczar, Życie duchowe, tom I, Kraków 2003, s. 462.
3 o. Kolumban Marmion, Chrystus w swoich tajemnicach, Wydawnictwo Księży Jezuitów, Kraków 1923, s. 239.
4 o. Kolumban Marmion, op. cit, s. 239.
5 Maria z Agredy, Mistyczne miasto Boże, Michalineum, Warszawa–Struga 1992, s. 151–152.
6 o. Franciszek Michał Willam, Życie Maryi Matki Jezusa, Wydawnictwo Księży Jezuitów, Warszawa 1939, s. 130–133.
7 Maria z Agredy, op. cit., s. 154–155.
8 o. Franciszek Michał Willam, op. cit., s. 134.
9 o. Kolumban Marmion, op. cit., s. 241–242.
10 o. Kolumban Marmion, op. cit., s. 242.
11 o. Kolumban Marmion, op. cit., s. 397.
12 o. Raoul Plus SJ, op. cit., s. 52.
13 Maria z Agredy, op. cit., s. 249.
14 o. Raoul Plus SJ, op. cit., s. 56.
15 o. Raoul Plus SJ, op. cit., s. 90–91.
16 o. Kolumban Marmion, op. cit., s. 408.
17 o. Franciszek Michał Willam, op. cit., s. 360–361.