List na listopad 2021

List na listopad 2021

Życie ludzkie złamane

„A co się było złamało, powiąże”

(Ez 34, 16)

Na tę dolinę łez i płaczu zstępuje Królowa Różańca świętego. Przywołuje Ją nędza naszego życia. A że ta nędza jest, o tym nawet wątpić nie możemy. Codziennie przecież rozlegają się krzyki: oto złamany człowiek, złamane serce, złamane życie! Co to znaczy? To znaczy życie bez celu, prawdziwej radości, wesela i zadowolenia; życie, w którym jeśli czasem pojawi się uśmiech, to po to jedynie, by zagłuszyć własną nędzę, jęk wydobywający się z piersi, śmiech szaleńca. A jeśli kiedy, to dzisiaj szczególnie aż nadto wiele tego złamania w życiu. Słyszymy tyle o samobójstwach, nałogach… Widzimy zastępy całe snujących się pod słońcem młodych ludzi mówiących, że już się przeżyli, że życie straciło dla nich swój urok. I oto na spotkanie tych żyjących trupów wychodzi Maryja, a wyciągając do nich dłoń swoją różańcem oplecioną, zagradza im drogę ku przepaści.

Czytamy w żywocie św. Ludwika Bertranda i św. Franciszka Ksawerego, że oni różańce swoje kładli na trupy, wskrzeszając je w ten sposób do życia. Podobnie umarłych duchem i sercem chce Maryja wskrzesić różańcem swoim. Zaznaczyła to już wtedy, kiedy jako Królowa Różańca św. objawiła się po raz pierwszy św. Dominikowi. Świat [południowa Francja] wówczas zamienił się w pobojowisko. Heretycy mordowali wiernych, ale herezja czyniła jeszcze coś gorszego, mianowicie szerzyła śmierć w duszach. Święty Dominik pracował, trudził się, by temu przeciwdziałać, ale cała ta praca jego szła na marne, aż przyszła potężna Królowa i włożyła mu do rąk różaniec. I oto do życia zaczęły budzić się złamane dusze i serca. Podobnie się stało w wiekach późniejszych, gdy anioł dżumy i pomoru przechodził po świecie. I wtedy wierni także z różańcem wyszli na jego spotkanie i zwyciężyli.

Tak było nieraz także w naszej Polsce. W strasznych chwilach pomoru wynoszono na ulice Krakowa obraz Królowej Różańca św. i zaraza ustawała. Znowu znak i przypomnienie, że kiedy nastanie pomór dusz i serc „stanę przy was ja – Królowa Różańca świętego!”. Zanim więc zobaczymy jak Maryja przez swój różaniec dźwiga to biedne złamane życie nasze, zapytajmy najpierw, skąd się bierze to nieszczęście? Dlaczego łamią się serca? Jest pewien błąd wielki, który szerzy się po świecie, błąd straszniejszy niemal od wszystkich herezji, bo one dotykają tylko poszczególne części świata, a on jest obecny na całej kuli ziemskiej. To błąd dotyczący pojmowania życia. Według tego błędu życie doczesne jest jedynym i zupełnym, dlatego za wszelką cenę trzeba go uczynić jak najbardziej szczęśliwym. Już matki snują marzenia o szczęściu nad kolebkami swych dzieci wmawiając sobie, że one muszą być szczęśliwe. A za szczęście bierzemy każdy pozór i każdy uśmiech snujący sobie złocistą przędzę o szczęściu, ale tylko o szczęściu na ziemi. A ponieważ ta przędza rwie się nieustannie, bo nic ziemskiego w zupełności zaspokoić nas nie może, przeciwnie tyle razy zdradza, bo zdradzić musi, życie więc co do tej mary przylgnęło, nic dziwnego, że wraz z nią się rwie i łamie.

W takie dramatyczne życiowe sytuacje wchodzi Maryja. Niosąc koronkę splecioną z tajemnic różańcowych przypomina nam kilka podstawowych prawd. Mianowicie, że życie na ziemi to nie wszystko; że szczęście ziemskie zupełnym nigdy być nie może i nie będzie; że życia doczesnego sens tylko w świetle tajemnic Bożych pojąć możemy… Maryja przypomina nam te prawdy, by ochronić nasze życie przed złamaniem, a złamane podnieść i utrzymać na właściwym poziomie.

Ów błąd dotyczący pojmowania życia jest, jak wspomniano, bardzo groźny w skutkach. Gdy już raz zakradnie się do serca, to nic dziwnego, że to serce przylgnie tylko do tego, co mu przynosi przyjemność; do tego, w czym upatruje swoją korzyść lub rozrywkę. A czyniąc tak, staje się szukającym tylko siebie samolubem. Egoizm więc jest kolejną przyczyną, z powodu której łamią się ludzkie serca żyjące dla chwili bieżącej, zapominające o wieczności, pasące swoje „ja” bez względu na innych i odrzucające z niechęcią prawo miłości Chrystusowej. Lekarstwem na ludzkie problemy nie są kolejne reformy społeczeństwa, instytucji, finansów czy gospodarki. Problemy codzienności pozostaną nierozwiązane nawet jeśli przed każdym biednym człowiekiem postawimy każdego dnia talerz pełen i szklankę wina. Dopóki człowiek nie wyzwoli się z niewoli swego dumnego a zimnego „ja”, dopóty codziennie można mu oferować nowy raj na ziemi, a on codziennie od nowa pustoszyć go będzie.

Nieporozumienia, różnice zdań i rozbieżności sądów są na świecie nieuniknione. Mają one czasem i swą dobrą stronę, bo ta wymiana różnych zdań może wyzwolić zapał dla spraw wielkich i świętych. Ale gdy te nieporozumienia wciąż nowe rodzić się będą, to nie przyniosą żadnego rzeczy wyjaśnienia, a skłócą tych nawet, co w jednym gnieździe żyją, do jednego narodu, jednej rodziny i jednego Kościoła należą. Co więcej, zniszczą pokój i zaufanie; niczego oprócz zamieszania nie wniosą, a wszelkie wysiłki szlachetne udaremnią. W takich sytuacjach nie należy szukać winnych wokoło siebie, nie należy też całej winy na szatana zwalać. Egoizm ludzki, ta chorobliwa miłość własna – oto wcielenie szatana! To egoizm, niszczący wszelkie dobro w życiu osobistym i społecznym, depcze serca! W świecie opanowanym przez egoizm, patrząc wokoło siebie, nic prócz ruin nie zobaczymy. A w ruinach tych mamy swój udział sprawczy w takim stopniu, w jakim nasze serca uległy egoizmowi! To miłość własna zrujnowała wszystko, co w gruzach leży. Ona to pcha nas ku złym czynom, uczuciom, myślom i woła: „Chodźcie tu, przy mnie jest słodko i miło!”. A kiedy wyswobodzić się z jej ucisku chcemy, to już serca nie puszcza, mimo że ono krwawi i zdaje się niebawem pęknąć z bólu. Trzyma mocno i swe szpony wbija coraz głębiej, by zniewolonemu sercu zagrodzić drogę powrotną do prawdziwej i jedynie cennej miłości Chrystusowej.

I w takich dramatycznych okolicznościach pojawia się Maryja z wieńcem różańcowym mającym także ciernie tajemnic bolesnych i zdaje się mówić: nie lękajcie się, one tylko pobudzą serce, sił dodadzą, nadzieję ożywią…

Króciutkie, bo z dwóch liter zaledwie złożone, jest to słówko samolubstwa „ja”. Świat jego ciasny i mały, ale właśnie z tego ciasnego, małego świata wyrwać się sercu najtrudniej. Z tamtym szerokim wziąć rozbrat łatwo, ale z tym moim, tym drobnym światem moich małych błędów trudno się rozstać! Niestety nie ma błędu, „który by nawet był drobniutki, jak włosek najmniejszy, a nie rzucał cienia za sobą” (O. Weiss). Z egoizmu płynie przywiązanie do drobnych wad, z drobnych wad wynikają wielkie złamania. Z myśli, żeby za wszelką cenę wyjść za mąż bierze się niedobrane małżeństwo, a później skarga: Boże, czemu złamałeś mi życie!? Czy to Bóg złamał? Sama je złamałaś! Z romansów przelotnych biorą się podłe i niskie uczucia łamiące serca. Same się nieszczęsne serca złamały? Nie! Tyś to uczynił człowieku, twój egoizm jest przyczyną. Ten świat, który cię najpierw przywiąże do słodyczy wygody, do pajęczej przędzy lenistwa, później uczyni twe serce skamieniałym, obojętnym i zlodowaciałym. Skrępuje je nie kajdanami, nie żelazem skuje, ale jedwabiem zwiąże i tym gorzej, bo kajdany żelazne uwierają i zrzucić je zechcesz, a jedwabiu się niemal nie czuje, złamania swego człowiek nie widzi, choć złamanie jest.

A Maryja z Różańcem – z więzami miłości staje i woła jak wyrzut sumienia: potargaj i porwij te jedwabne i rozpieszczające więzy! O, takim słodkim wyrzutem bądź nam, Matko, i dzwoń Różańcem jak dzwonkiem dzwoni się umierającym; dzwoń nam Różańcem, by nie złamało się życie i serce na wieki!

Złamane serce, złamane życie, ale najgorsze ze złamań to takie, którego złamany człowiek nie czuje. Każdy człowiek nosi w skrytości serca takie sprawy, które przed okiem świata ukrywa. Wyjdą kiedyś na jaw, ale teraz wiedzieć powinien, że one go trują i psują. Najcięższą pracą jest wejrzenie w siebie, odśnieżenie zasypanego śniegiem domku swego ducha. Każdą rdzę można oczyścić, tylko ta, co przylgnęła do serca, wżyna się głęboko i oderwać jej bez wielkiego wysiłku nie sposób. „Zbłądziłem, to takie krótkie słowo – powiedział św. Ambroży – ale wypowiedzieć je tak trudno, iż zdaje się, że łatwiej wykrzesać iskrę z serca”. Wejrzeć w prawdzie w siebie nie chcemy, bo nam to przykrość sprawia. Uciekamy przed sobą samymi, a przed wadami naszymi czołem bić jesteśmy gotowi, jak lalki w teatrze kukiełek. Wybiega jedna z nich na scenę, poważnieje, w lustrze składa ukłon przed sobą samą i znika. Komedię taką grają w życiu nie martwe lalki, ale żywe serca: rany swoje kochają, więzów porwać i złamań odczuć nie chcą. Wejdź w życie takich ludzi Matko, wejdź w nasze życie, i bądź przebudzenia gromem! I Dziewica Najświętsza przychodzi i zostaje w sercu, nawołując do modlitwy różańcowej z rozmyślaniem. Oto jak to wezwanie „Królowa Różańca św.” łączy się z życiem naszym. Z różańcem Twoim więc bądź przy nas, o Maryjo, dlatego, że łamie się nasze życie, łamią nasze serca, a tylko Ty masz moc to naprawić. Bądź z nami z różańcem, bo złamani iść za Tobą i za Chrystusem nie możemy. Pociągnij nas, modlitwą pociągnij ku sobie, jak ongiś, kiedy modlitwy uczyła nas matka i dźwięczała w nas muzyką niewypowiedzianą i świat cały w muzykę się zamieniał. A kiedy matka zamilkła, a myśmy wydorośleli, zagadką stał się świat cały i ucichła muzyka, i zerwały się struny, a z nimi i życie serca. Ty je Maryjo naciągnij znowu, by zabrzmiały pieśnią Twoją.

Trwaj Matko przy nas, bądź z nami z różańcem, gdy wicher porywa nas, wicher pokus i ponęt, a duch niespokojny jak łódka wśród fal, którą wir porywa. Ach, Ty naszą łódź ocal, przywiąż do podpory silnej, niezłomnej! Uczynię to – odpowiada Maryja – przywiążę waszą łódź do tej podpory jedynej, niezawodnej jaką jest krzyż Chrystusa!

(styl znacznie uwspółcześniono)

(opr. na podstawie: o. Konstantyn Maria Żukiewicz OP, Na tej dolinie łez. Rozważania różańcowe, Wyd. Książnicy Michalineum Miejsce Piastowe 1929, s. 9-15)

Drucke diesen Beitrag