Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze,
W czasie Wielkiego Postu św. Maksymilian przypomina nam, że „Pan Jezus niedwuznacznie podkreślił potrzebę pokuty i Niepokalana Bernadecie wskazywała pokutę jako swe życzenie do ogłoszenia innym. Ale jak pokutować?” — pytał założyciel Niepokalanowa, bo wiedział że „nie wszystkim zdrowie i obowiązki pozwalają na surowość pokuty, chociaż wszyscy przyznają, że krzyżykami zasłana jest ich droga życia”. Klęcząc przy cudownej grocie ten czciciel Maryi wiedział, że „przyjmowanie tych krzyżyków w duchu pokuty to obszerne pole do praktykowania pokuty. Poza tym spełnianie obowiązków, spełnianie woli Bożej, w każdej chwili życia, i to spełnianie doskonałe i w uczynkach, i w słowach, i w myślach, wymaga wiele wyrzeczenia się tego, co by nam najprzyjemniejsze w danej chwili się zdawało — oto najobfitsze źródło pokuty”. Jednak św. Maksymilian zdawał sobie sprawę z tego, że jesteśmy ludźmi nie aniołami, jak pisał, do współbrata „nogi, nie skrzydła masz”. I sam dał tego dowód, notując „Boję się cierpień, a zwłaszcza upokorzeń, ale pocieszam się tym, że i Pan Jezus nie inaczej chciał się czuć w Ogrójcu. Łaski przychodzą w chwili kiedy ich trzeba”.
Założyciel Rycerstwa nie pozwalał smucić się ociężałością, ani nawet upadkami i śmiało przestrzegał, że „chociażby to był grzech zupełnie świadomy i ciężki, i często, bardzo często się powtarzający, nie dajcie się nigdy oszukać diabłu zniechęcenia. A jak tylko poczujecie się winnymi, oddajcie całą winę waszą — bez rozbierania jej i badania jej, jednym słowem «Maryja»”. Święty Maksymilian wiedział, że upadki są po to, byśmy mogli powstawać, a każdy z nich jest szczeblem w drabinie doskonałości, bo „na to bowiem tylko Niepokalana dopuszcza upadek, by wyleczyć nas z miłości własnej, pychy, przywieść do pokory i tak uczynić uleglejszymi łaskom Bożym. — Diabeł zaś wstrzykuje wtedy nieufność i upadek ducha, co jest znowu oznaką pychy. — Gdybyśmy dobrze znali naszą nędzę, to byśmy się bynajmniej nie dziwili upadkom, ale raczej dziwilibyśmy się i dziękowali po upadku, żeśmy głębiej i częściej jeszcze nie upadli. Nie ma bowiem tak strasznego grzechu, który by nam nie zagrażał, gdyby nas łaska Boża, czyli miłosierna ręka Niepokalanej, nie podtrzymała”.
Ten czciciel Maryi wiedział, że Ona jest wolnością od grzechu i zła. Harmonia Jej zjednoczenia z Bogiem zachwycała go. Widział w Niej jedyną drogę dla zagubionej ludzkości, stąd domagał się misjonarzowania od swoich Rycerzy, przez dzielne znoszenie chorób, ciężkich doświadczeń, apostolstwo prasy oraz przez życie zakonne i świeckie w całym wymiarze. Dla niego wszystko miało znaczenie do zdobycia całego świata dla Niepokalanej, a przez Nią dla Najświętszego Serca Jezusowego. W zamęcie tego świata musimy znaleźć prawdę. On ją znał, dlatego nawet w obozie w Oświęcimiu do końca pozostał wolny. Do końca modlił się za oprawców, i do końca rozgrzeszał współwięźniów. Niektórzy mówili o nim, że to „dziwny człowiek”, bo w momentach prób nie załamywał się, nawet w chwilach wielkich trudności i zniechęcenia na misjach wiedział, że Niepokalana, go nie odpycha i często powtarzał, że „Ona mi da siłę”. Wola oddana Maryi staje się w Jej rękach narzędziem, o którym tak często pisał Święty, który sam po prostu dał się Jej prowadzić, bo wiedział, że tylko Ona może ukształtować w nim, to samo serce które dała swojemu Synowi…
Życie św. Maksymiliana było heroiczne nie tylko w chwili śmierci, ale również wtedy, kiedy długo chorował, kiedy odchodzili najbliżsi współpracownicy, zdradzali przyjaciele, wielkie projekty upadały, a ukochane misje musiał zostawić na rzecz posłuszeństwa władzom zakonu. W każdym z tych momentów stawiał tylko jedno pytanie „Co byś teraz chciała Niepokalana?”. I ze swobodnym sercem szedł drogą, którą mu przygotowała. I właśnie to swobodne serce zostawił w testamencie swoim Rycerzom, a całym swoim życie dał dowód temu, że kochające serce zawsze jest wolne…
w Niepokalanej Współrycerz