Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze,
Szukając recepty na świętość często łudzimy się, że chodzi o wielkie dzieła lub surowe umartwienia, które stosowały osoby wyniesione na ołtarze. Nic dziwnego, że razi nas kontrast między nami a nimi, i nie raz w myśl łatwo wplątuje się zniechęcenie subtelnie pocieszające w nas starego Adama: „daj już spokój, za dużo cię to kosztuje”, a jeśli jeszcze dostaniemy solidną porcję trudności rodzinnych czy zawodowych, to wróg naszego zbawienia zaciera już ręce, że chyba tym razem mu się uda. Urażona duma i miłość własna szybko obudzą się po „7 latach tłustych” z pretensjami, że trzeba było zejść z Taboru, szukając winnych i niewinnych tego stanu. Czasem źle pojmowana ufność, każe nam myśleć, że ktoś inny będzie pracował za nas, a my będziemy śpiewać o Bogu i nie pracować nad sobą. Nie chcemy słyszeć o „własnym koszcie”, ale żądamy go od innych. I jeśli będziemy mieć szczęście, to Pan Bóg rozbije tę „mydlaną bańkę”, w której zdążyliśmy się już nieźle urządzić. Oczywiście upadek trochę zaboli, ale wreszcie staniemy na pewnym gruncie gdzie św. Maksymilian przypomni nam, że „dobrze spełniać, to co ode mnie zależy, a dobrze znosić to, co ode mnie nie zależy — oto jest cała doskonałość i źródło prawdziwego szczęścia na świecie”.
Ten Boży „szaleniec” powtarzał, że nic nie mamy do stracenia, a wszystko do zyskania, jeśli wiele lub bardzo wiele ofiarujemy Niepokalanej. Jego heroiczna praca mówi tu sama za siebie, jednak nie zapominajmy że św. Maksymilian zawsze chodził drogami posłuszeństwa. Wyjazd do Rzymu na który nie miał ochoty, zaowocował założeniem Rycerstwa i wzrostem miłości do Niepokalanej, choć na początku był to mały „koniec świata”. Pozwolenie na drukowanie „Rycerza” wiązało się z kwestią „znajdź sobie pieniądze sam”. Więc trzeba było chodzić i prosić, narażając się na przychylność i nieprzychylność, ale dla Niej było warto, więc nasz święty nie rezygnował, bo wiedział, ile kosztuje jedna dusza. A kiedy został odsunięty od MI i wysłany na prawie roczną kurację zdrowotną, to posłusznie to wykonał, bo „MI to Jej sprawa”. Martwił się tylko o jedno, by zbytnio Jej nie bruździć, więc w myśl zasady „czyń co czynisz” — po prostu dał się prowadzić. Tajemnica jego świętości i naszej również, to po prostu bycie Jej. Radować się dla Niej i cierpieć też dla Niej. Powtarzać z każdą chwilą dobrą czy złą „Co byś teraz chciała Niepokalana?” lub prędzej „Widzisz Mamusiu, znowu musisz naprawić to, co popsułem”, a Pan Bóg, jak mówił pierwszy rycerz Niepokalanej, „nagrodzi nie tylko to cośmy zrobili, ale nawet to cośmy pragnęli uczynić, chociaż nie było w naszej mocy do skutku tego doprowadzić”. I więcej jeszcze, Bóg pozwala, „aby jego miłośnicy po śmierci nawet zaspokajali swe pragnienia, działali na tym świecie pracując nad zbawieniem dusz. I stąd nieraz dobre natchnienia a nawet cuda.(…) Tak i my możemy mieć nadzieję…, jeżeli teraz… gorzeć będziemy pragnieniem zbawienia dusz. Po śmierci Niepokalana dopełni przez nas swego dzieła, a raczej wtedy dopiero o wiele więcej niż na tej biednej ziemi, gdzie drugim podając rękę bacznie zważać musimy, abyśmy sami nie upadli, będziemy mogli pocieszać Serce Pana Jezusa.(…) Nie ma więc się co bardzo trapić, gdy nie widzimy owocu swej pracy na tej ziemi. Może jest wolą Bożą, abyśmy je po śmierci zebrali, a kto inny oglądał je na tym świecie”…
Świętość nie jest skomplikowana, jednak trzeba jej pragnąć i przyciągać do siebie modlitwą i pracą nad sobą. Po prostu „być do dyspozycji” w zdrowiu czy w chorobie, bo wszędzie znajdziemy pole bitwy i możliwość zdobycia łupów dla nieba. Ofiary, przykrości, niewygody… — więc wszystko włóżmy w dłonie Niepokalanej, to co udało się i nie udało się, ponieważ Ona zna tylko jedną drogę, którą prowadzi oddane Jej dzieci prosto do Bożego Serca. Ufajmy jak ufał św. Maksymilian, że „Ona sama wszystkim jak najlepiej pokieruje i tak, jak będzie dla większego dobra dla nas i dla innych”. Oto źródło heroizmu w rzeczach małych i wielkich. Oto źródło nawrócenia i uświęcenia każdego z nas. Oto ścieżka świętych…
w Niepokalanej Współrycerz