Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze,
„Szczęśliwa jestem, że umieram, bo taka jest wola Boża” — w tych słowach św. Teresa od Dzieciątka Jezus zamknęła ideał, którym żyła. Dobrze wiedziała, że bez tej „ukochanej woli”, nie możemy zrobić nic, ani dla Jezusa ani dla dusz. Jednak cały kłopot polega na tym, by ją znaleźć. Nieśmiertelne pytania o powołanie odbijają się we wszystkich dzieciach biednej Ewy. Biegamy i pytamy, czy to tu jest moje miejsce? Z tymi ludźmi i w tych warunkach? Czasem rozbijamy się o niepokój, tzw. przydrożne kamienie, którymi są dla nas nieoczekiwane sytuacje, wybory, które muszą być dokonane czy konsekwencje, które trzeba ponieść. Słabość nie traci tu czasu przypominając ciągłe upadki i mówiąc „nic ci się nie uda”, jednak ufność, którą przyjęliśmy do serc przez Niepokalaną, musi być silniejsza. Trzeba nam powiedzieć sobie ze św. Teresą: On już dawno zapomniał o moich niewiernościach, obecnie jedynie moje pragnienia radują Jego serce. Nie będę czołgać się już dłużej u Jego nóg, ale pójdę śmiało za tym pierwszym porywem, który skłania by rzucić się w Jego objęcia…
Dla świętych śmierć jest tylko rozerwaniem koperty ciała i czytaniem listu w niej zawartego. Każdego dnia zapisujemy kolejne strony, obfitujące w zaskoczenia; miłe niespodzianki lub tragiczne wydarzenia krępujące niejednym udręczeniem. Ale większość miejsca zajmuje nasza szara codzienność naznaczona obowiązkami, którą musimy dobrze przeżyć powtarzając w duchu: „dla Ciebie tu idę, dla Ciebie ta rozmowa, dla Ciebie ta praca”. A Pan Bóg, jak twierdzą mistrzowie duchowego życia, zawsze wspomoże łaską, kiedy my zdecydujemy się uczynić coś tylko dla Niego samego. Dlatego św. Teresa woła: „Zacznijmy nasze męczeństwo, pozwólmy Jezusowi, by wyrwał wszystko co nam najdroższe i nie odmawiajmy Mu niczego. Zanim umrzemy od ciosu miecza, umierajmy od ukłucia szpilek”. Jednak pycha już czeka, by szepnąć do ucha, że to za mało efektywne. Drobne przykrości są niezauważalne, a małe umartwienia nie budzą poklasku. Dlatego święta Karmelitanka z całą mocą odpowie, że gdy widzi swoją nędzę, nie chce się wpatrywać w siebie; patrzy już tylko na jedynie Umiłowanego, a miłować Jezusa nie odczuwając słodyczy tej miłości to męczeństwo tajemne, znane tylko samemu Bogu, którego żadne oko ludzkie nie dojrzy. Męczeństwo bez chwały i triumfu — oto miłość posunięta aż do heroizmu. Ale pewnego dnia wdzięczny Bóg zawoła „Teraz moja kolej”…
Czyż służąc Bogu nie panuje się nad Jego Sercem? Cała nasza aktywność ma być skupiona na pełnieniu Jego woli poprzez wykonywanie naszych obowiązków, zarówno wobec Niego, jak i bliźniego, ni mniej ni więcej i to w tym miejscu, gdzie jesteśmy teraz, nie zawracając sobie głowy lękiem o niepewną przyszłość: „Albowiem ktokolwiek by spełnił wolę Ojca mego, który jest w niebiosach, ten jest bratem moim i siostrą i matką” (Mt 12, 50). A św. Teresa doda: „Tak, ten kto miłuje Jezusa, jest całą Jego rodziną”.
Naszym życiem wszyscy piszemy listy z podróży. Jedne będą krótsze, inne dłuższe, lecz tak samo oczekiwane przez kochającego Ojca, który chciałby, by rodzina była wreszcie w komplecie. Dlatego, oddając się Niepokalanej, jak Ona kochając wolę Bożą, pomóżmy Mu zbierać rozproszone dusze dalekich jeszcze krewnych, dla których jest przecież miejsce przy stole…
w Niepokalanej Współrycerz