List na kwiecień 2014

List na kwiecień 2014

Cześć Niepokalanej!

Drodzy Rycerze,

„Oto ten, którego miłujesz, choruje” (J 11, 3). Czy można modlić się piękniej? Czy Marta musiała mówić więcej, prosząc Jezusa o ratunek dla Łazarza? Jednak czasem wszyscy jesteśmy jak Naaman, który przybył do Elizeusza po uzdrowienie, mając na to swoją receptę. Tak często chcemy mieć wszystko według własnej myśli, ciągając ją po różnych skomplikowanych rozwiązaniach, a zapominamy, że miłość wszystko upraszcza. Siostry z Betanii znały Jezusa, który wzmacniał i krzepił ich stęsknione serca, oddane Mu na własność, jako miejsce odpoczynku. Wiedziały, że znalazły Tego, który jest Panem życia, dlatego wdzięczności nie da się oddzielić od ufności. To tak jak z spragnionym podróżnym przechodzącym przez suchą krainę, który by zaspokoić pragnienie musi szukać źródła. A kiedy już je znajdzie, chce zanurzyć się w nim cały, radośnie opiewając swój ratunek. Jak woda oczyszcza i odświeża zmęczone ciało, tak Chrystus oczyszcza i daje życie duszy. Raz jak dobry Samarytanin pielęgnuje ją ledwo żywą, opatrując najbardziej ropiejące rany. Innym razem jest Pasterzem, który wyciąga swoją owcę z najostrzejszych i najgęstszych cierni. A jeszcze kiedy indziej jest dobrym Nauczycielem w ukryciu pouczającym Nikodema, lub czuwającym nad Piotrem, który kroczy po wodzie. I tak wszędzie przemienia życie tych, którzy odwzajemniają Jego spojrzenie. Ale to spojrzenie jest wymagające, bo kryje powołanie. Bogaty młodzieniec z Ewangelii poszedł tylko drogą pierwszych wyrzeczeń. Wolał głodować w pałacach niż być nasyconym w ubogich chatach. Jak piszą pobożni autorzy, martwimy się o przeszłość, która nie należy już do nas, lub zajmujemy się przyszłością, która jeszcze nie jest nasza, a zapominamy o chwili obecnej, którą Bóg ubogacił swoją obecnością. Szukamy Go daleko, a Chrystus nieustannie spogląda z krzyża mówiąc każdej duszy: „Znam cię i jestem przy tobie teraz. Patrz na Mnie, wszystko to, po to byś była wolna”.

„Czarna jestem, lecz piękna” — odpowie oblubienica z Pieśni nad pieśniami, a potem, czyż śmiało nie mogła powtórzyć tych słów Maria Magdalena? Ta czerń to nasze upadki i trudy, ale piękno dały nam Jego upadki i trudy. I tak po długiej zimie w sercach pojawiła się wiosna. Słoneczne promienie rozproszyły czarne chmury i nieurodzajne drzewa zaczęły wydawać owoce…

Bóg nie potrzebuje naszych sił — mówią pobożni autorzy, ale naszej ufności, bo prawdziwa moc znajduje się w Jego sercu, a ono nie pozwoli, byśmy byli prowadzeni drogą przez nie niewyznaczoną. Nasza nędza nie może nas zniechęcić, to byłoby nieporozumienie. Bóg jest pełnią, a my nicością. Jest krystalicznym źródłem, które napełnia naczynia o różnej pojemności i kształcie, ozdobione według przeznaczenia, a to oznacza, że każdy z nas ma talenty i dary na miarę powołania, które otrzymał. Wszyscy nie mogą być generałami na wojnie, bo potrzeba tam zwykłego żołnierza, który wykona rozkaz. Tak samo jednym pędzlem trudno maluje się wielkie dzieło. Jednak jak mówią święci, im więcej dajemy Bogu, tym więcej On się nam oddaje, a najpiękniejszym obrazem tych słów jest Niepokalana, która miłością do chorego świata wyjednała mu uzdrowienie. Całując rany swego Syna zamykała rany naszych serc, a tuląc Jego martwe ciało, dzieliła się łaską swojej wiary z tymi, którzy będą Jej współczuli. A wtedy otworzą się nasze uszy na donośne słowa Zbawiciela „Łazarzu, wyjdź z grobu!”(J 11, 43) kruszące lęk, niepewność, skrupuły i przypominające nam, że jesteśmy dziećmi kochającego Ojca…

w Niepokalanej Współrycerz

Drucke diesen Beitrag