Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze,
Ludzie gór powiadają, że wędrowiec zawsze patrzy w niebo. Gdy jest słonecznie spodziewa się burz, a gdy nadejdą, czeka aż miną. To dobra rada dla naszych duchowych utarczek, szczególnie wtedy, gdy noc ciemna przysłoni nam horyzont, a w sercu odezwie się chęć, by uwolnić Barabasza. Niech nas to nie przeraża. Stary Adam lubi krzyczeć, ale my przecież walczymy o wolność. A jeśli chcemy być prawdziwie wolni, musimy stać się niewolnikami. Brzmi to paradoksalnie, jednak trzeba wiedzieć, o jaką wolność chodzi i o jaką niewolę. Wolność dzieci Bożych rodzi nie wola nasza, ale wola Jej, Niepokalanej. Aby jednak hasło to nie wisiało nam tylko na wargach, musimy spojrzeć na nasze życie jak na pole bitwy, na którym wszyscy zginiemy, albo walcząc z sobą samym, albo poddając się iluzjom. Pobożni autorzy często cytują Chrystusa, który przyszedł nie podarować pokoju, ale miecz, który wkłada w ręce chcących mu służyć, by zabijali skłonności zepsutej natury i subtelną pychę, która niepostrzeżenie wciska się w najwznioślejsze dzieła. „Królestwo niebieski gwałt cierpi i tylko gwałtownicy je porywają”. Jak? Wolnym sercem, czyli Jej sercem. Królowa Nieba i Ziemi ma je przebite mieczem boleści, a my boimy się najmniejszego draśnięcia, które przecież zawsze jest na miarę sił i możliwości. „Albowiem gdy jestem słaby wtedy jestem mocny” – przypomina św. Paweł. Kolejny paradoks? Nie, to Boża Mądrość, która wie kim jesteśmy i raduje się, gdy odkrywamy prawdę o naszej niemocy. Słabe ciało i nieudolny umysł, który gubi się na drogach życiowych filozofii, jeśli Bóg miłosiernie nie ześle swego światła… Tym światłem jest Ona, łagodna, mocna i tak czule spoglądająca z częstochowskiego obrazu, przed którym naród Polski do dziś śpiewa: „w bliznach twarz twoja nasza Hetmanko, w pobojowisk Ci dymie ściemniała kiedy w Polski obronie stawałaś”. Te blizny należą do nas. Bo Ona wyrywa nas z najgorszych grzechów i ściera w nas głowę węża, czyli miłość własną. Niepokalana to niewiasta obleczona w słońce, by oświetlać mroki naszego życia i zbrojna jak wojsko przygotowane do boju z ciałem, szatanem i światem. Głusi i ślepi zostaliśmy uzdrowieni i sprowadzeni z cienia śmierci, kiedy Ona stała pod krzyżem. I kogo wzięła ze sobą? Nie tylko niewinnego ucznia, ale i Marię Magdalenę, której Krzyż przywrócił dziewictwo. Czyż Ci, którym więcej przebaczono, nie miłują więcej? Oto moc Kościoła. Oto wola Niepokalanej…
„Gdy byłem dziecięciem, myślałem jak dziecię. Gdy zaś mężem się stałem odrzuciłem to, co było dziecięcego” Korzystajmy z lekcji św. Pawła, bo nam czasem wydaje się, że chodzi o kilka modlitw i tzw. niedzielny obowiązek, albo ubolewamy nad ciągłymi rozproszeniami, chcąc się zatrzymać, bo nie widzimy efektu. Żołnierz na polu bitwy też często go nie widzi, ale wie, że dowódca czuwa i jeżeli każe się bić to się bije. Wojna nie jest siedzeniem w wygodnym fotelu, choć wtedy najlepiej się o niej rozprawia. Duchowa walka jest o wiele cięższa, bo doświadczamy jej na co dzień często od wielu już lat. Aż wreszcie zaczynamy dostrzegać rzeczywistość, że jesteśmy słabością, którą Niepokalana przyjęła w moc swojego Serca i teraz prowadzi nas do krwi Baranka, byśmy mogli napić się przed kolejnym starciem nie tylko w wadami innych, ale przede wszystkim z własnym charakterem. Nie ma w nas miejsca na dwie wole, albo nasza albo Boża. Jeśli pragniemy Bożej, to nie naszej woli, która będzie nas zastraszała, że nie damy rady, albo będzie próbować tysiąca innych sztuczek byśmy za miskę soczewicy sprzedali dziedzictwo przygotowane nam od założenia świata.
Więc śmiało gińmy na polu bitwy, wpatrując się w Jutrzenkę wolności, która zgromadziła nas ze wszystkich stron przy tabernakulum naszych ołtarzy…
w Niepokalanej Współrycerz