Cześć Niepokalanej!
Drodzy Rycerze!
Co roku w grudniu albo czekamy na święta Bożego Narodzenia, albo je obchodzimy, albo (w ostatnich dniach miesiąca) rzewnie je wspominamy. Cały miesiąc jest niejako pod znakiem tajemnicy narodzin Pana Jezusa. A jeśli myślimy o narodzinach, to nie sposób nie myśleć o matce. Nie ma narodzin bez matki. Był tylko jeden wyjątek od tej generalnej zasady. Nie ma więc narodzin bez matki za wyjątkiem tych jednych, jedynych narodzin, które wyznajemy ze czcią i wiarą w Credo: Et ex Patre natum ante omnia secula. Deum de Deo… – „który z Ojca jest zrodzon przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga…”. Poza tym jednym, jedynym wypadkiem każde inne narodziny wymagają obecności niewiasty, kobiety, matki. Ku Matce więc Pana Jezusa biegnie nasza myśl, gdy radujemy się Jego narodzinami w Betlejem. A także, ku prezentom biegnie nasza myśl, gdy już blisko święta Bożego Narodzenia. I ja więc chciałbym ofiarować Wam, drodzy Rycerze, świąteczny podarek. Będzie to przepiękne rozważanie o Maryi – Matce Chrystusowej autorstwa kard. Jana Henryka Newmana. W Litanii loretańskiej Maryja jest nazwana Bożą Rodzicielką. Ponadto aż jedenaście razy nazwana została Matką. Trzy z tych wezwań mają szczególny charakter, bo zawierają odpowiedź na pytanie kogo Maryja zrodziła: Chrystusa (Mater Christi), Stworzyciela (Mater Creatoris) i Zbawiciela (Mater Salvatoris). Rozważanie kard. Newmana dotyczy pierwszego z tych wezwań.
„Każdy z tytułów Maryi ma swe własne szczególne znaczenie i otwiera właściwe mu perspektywy, może być więc przedmiotem odrębnego rozważania. Wzywamy Ją jako Matkę Chrystusową. Jaki jest sens takiego zwracania się do Niej? Chodzi tu o uświadomienie nam, że to o Niej właśnie od początku prorokowano, że postać Jej była obecna w nadziejach i modlitwach wszystkich pobożnych ludzi, wszystkich prawdziwych czcicieli Boga, którzy «oczekiwali odkupienia Izraela» we wszystkich wiekach, zanim odkupienie nadeszło.
Lud żydowski i żydowscy prorocy nazywali naszego Pana Chrystusem, czyli Mesjaszem. Oba te słowa, «Chrystus» i «Mesjasz», mają to samo znaczenie. Znaczą one «Namaszczony». W dawnych czasach istniały trzy wielkie urzędy, przez które Bóg przemawiał do swego ludu wybranego, Izraelitów, później nazwanych Żydami: urząd kapłana, urząd króla i urząd proroka. Ludzi wybranych przez Boga do sprawowania jednego z owych urzędów uroczyście namaszczano oliwą – oliwa symbolizowała łaskę Bożą, udzielaną im po to, aby mogli należycie wywiązywać się ze swych wzniosłych obowiązków. Nasz Pan jednak był jednocześnie wszystkimi trzema: kapłanem, prorokiem i królem; kapłanem, bo ofiarował siebie samego jako ofiarę za nasze grzechy, prorokiem, bo objawił nam święte Prawo Boże, i królem, bo rządzi nami. Dlatego jest On jedynym prawdziwym Chrystusem.
Właśnie tego wielkiego Mesjasza członkowie ludu wybranego, Żydzi, czyli Izraelici, czyli Hebrajczycy (są to różne nazwy tego samego ludu) oczekiwali z wieku na wiek. Miał przybyć po to, aby wszystko naprawić. I obok wielkiego problemu zajmującego ich umysły, mianowicie: kiedy On ma nadejść? – był jeszcze drugi problem: kto ma być Jego Matką? Wiedzieli bowiem od początku, że On nie ma przybyć z nieba, ale że ma zrodzić się z niewiasty. Już wtedy, gdy Adam upadł, Bóg zapowiedział, iż potomstwo Niewiasty zetrze głowę węża. Kimże więc miała być owa kobieta, tak uroczyście zapowiedziana upadłemu rodowi Adama? Po upływie wielu wieków zostało objawione Żydom, iż wielki Mesjasz, czyli Chrystus, potomstwo Niewiasty, narodzi się z ich plemienia, i to z jednego, z góry określonego spośród dwunastu pokoleń, na które owo plemię się dzieliło. Od tego czasu każda w owym pokoleniu kobieta marzyła o tym wielkim przywileju, że to ona właśnie będzie Matką Mesjasza, czyli Chrystusa; było bowiem łatwe do przewidzenia, że skoro On miał być tak wielki, to również Jego matka musi być wielka i dobra, i obdarzona wszelkimi błogosławieństwami. To także było jedną z przyczyn wysokiego wyobrażenia Żydów o godności małżeństwa; nie przeczuwając bowiem tajemnicy cudownego poczęcia Chrystusa, uważali, iż obrzęd zaślubin jest koniecznym warunkiem Jego przyjścia.
Jest więc zrozumiałe, że gdyby Maryja była taka jak inne niewiasty, tęskniłaby za małżeństwem jako za czymś, co otwiera przed Nią możliwość urodzenia potężnego Króla. Ale Ona zbyt pokorną była i zbyt czystą żeby tak myśleć. Dzięki natchnieniu wybrała lepszą drogę służenia Bogu, która nie była znana Żydom, stan dziewictwa. Wolała być Jego Oblubienicą niż Matką. Dlatego też, gdy anioł Gabriel oznajmił Jej przeznaczony dla Niej wielki los, ulękła się go, dopóki nie dowiedziała się na pewno, iż to Jej nie zmusi do rezygnacji z dziewiczego życia poświęconego Bogu.
W ten sposób stała się Matką Chrystusa – nie tak, jak tego przez tyle wieków oczekiwały pobożne kobiety, ale inaczej: uchylając się od łaski wymarzonego przez nie macierzyństwa, dostąpiła tego poprzez wyższą łaskę. Taki właśnie jest pełny sens słów wypowiedzianych przez św. Elżbietę, kiedy Najświętsza Panna przyszła ją odwiedzić – słów powtarzanych przez nas w Pozdrowieniu Anielskim: «Błogosławionaś jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twego łona». Dlatego też w modlitwie Korona Gwiazd Dwunastu wielbimy Boga, Ducha Świętego, dzięki któremu była Ona jednocześnie Dziewicą i Matką.”
Drodzy Rycerze, niech radość płynąca z narodzin naszego Zbawiciela w Betlejem przenika nasze serca wprost proporcjonalnie do czci wobec Jego najświętszej, najsłodszej, najcudowniejszej Matki. Z przekraczającej wszelkie rozumienie łaski Bożej, jest to także nasza Matka. Wiele, bardzo wiele nieszczęść w historii poszczególnych narodów, rodzin i ludzi wzięło się stąd, że komuś w jakiejś chwili życia zabrakło matki, mamy, mamusi… Drodzy Rycerze, my mamy Matkę, my nie jesteśmy sierotami! Mamy kochającą Matkę! Choćby tylko to nam w życiu pozostało, to wystarczy, by czuć się ludźmi szczęśliwymi! Wystarczy!
W Niepokalanej,
Wasz współrycerz