Poprzez okrąg ziemi
Czysta jak kropla rannej rosy,
jak kryształowa tafla wód,
w którą jak w lustro patrzą niebiosy…
Biała jak owe śnieżne przestrzenie,
w srebrzystych iskier zdobne blask –
bo Jej nie tknęło grzechu tchnienie…
Piękna jak zorza powstająca,
rozkwitła czarem barw –
promienna blaskiem Boskiego Słońca…
A Imię Jej tak pełne brzmienia,
tonów czarownej melodii,
uczuć człowieczych, łez, zachwycenia –
Że dusza do Niej cała porwana
szepcze bez przerwy:
Matko Najświętsza, Niepokalana!…
Mówić o Tobie Matko Najświętsza, Królowo wszechstworzenia czy to nie zuchwałość z mojej strony? „Jestże język mój anielski, serce serafina, istniejąż w nieudolnej mowie człowieczej wyrazy zdolne oddać piękność Twoją?”. Tak skarżył się wielki on święty, miodopłynny Doktor, orzeł podniebny, Bernard z Clairvaux, spod którego pióra wyszły najpiękniejsze słowa o Maryi. A cóż o Niej powie biedne, słabe pisklę? Gdy zbrukanemu, grzesznemu sercu przyjdzie mówić o Najświętszej Dziewicy, znajdzie jeszcze nieco słów o Niej, ale jako o „Matce Miłosierdzia”, czy o „Ucieczce grzesznych”. Bo czuje to i wie, że Jej wszystko zawdzięcza, a przede wszystkim miłość dla Jezusa i ogromne pragnienie, by ukochać Go bezgranicznie. Ale gdy przyjdzie mówić o tym największym i najpiękniejszym przywileju Maryi – o Jej Niepokalaności – ustają wszystkie władze duszy.
I cóż z tego, żebym zebrał wszystkie blaski, od tajemniczego migotania gwiazd, różowych zórz, purpurowych poświat aż do powodzi i oślepiających promieni słońca? I cóż z tego, żebym zebrał wszystkie kolory roztoczne kwiatów najcudniejszych…, i tych błękitnych niezapominajek, żółtych jaskrów, wiecznie zdziwionych polnych bratków i tych aksamitnych róż, wysmukłych lilii, czarownych azalii, barwnych anemonów? I cóż z tego, żebym złączył dźwięki najmilszych symfonii, najpiękniejszych głosów…, perliste kaskady dźwięków ptaszęcych, nastrojów leśnych czy wieczornych? I cóż z tego, żebym odmalował wszystko piękno przyrody i majestat zadumanych starożytnych puszcz i wielmożność fal oceanów i srebrne tafle jezior, kryształy źródeł? I cóż z tego?
Czy to wszystko razem zebrane oddało by wiernie obraz Twój, o Dziewico Niepokalana, której pięknością sam Bóg zachwycony? On do Ciebie woła: „Otoś piękna, przyjaciółko moja, otoś Ty piękna! Oczy Twoje gołębie, oprócz tego co się wewnątrz tai! Zraniłaś serce moje, siostro moja, Oblubienico moja. Zraniłaś serce moje jednym okiem swoim, i jednym włosem szyi swojej!…”.
A jednak, jednak Matko Niepokalana, nie potrafi żyć bez Ciebie biedne serce człowiecze; nie potrafią milczeć usta, by Cie nie chwalić, by nie szeptać Twego Imienia!… Do Ciebie rwie nas wieczysta tęsknota, do Twej piękności tęskni duch zbrukany!… Czemu? By odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zadać sobie inne: czemu Bóg dał nam wrodzone pragnienie piękna, miłości, tęsknoty za jakimś ideałem? Niepokalana jest uosobieniem najczarowniejszej po Bogu piękności, najczystszej miłości, najczulszej dobroci a zarazem i wszechwładnej potęgi. I dlatego bezwiednie tęskni do Niej każde serce. Ona jest Tą, co macierzyńskim ciepłem ogarnia dzieci Kościoła. Ona – Tą co rodzinę stwarza z milionów rozrzuconych na bezmiarze świata.
(styl nieco uwspółcześniono)
(z: o. Bernard od Matki Bożej OCD, Boży Kwiat co z ziemi niebios dosięgnął, Drukarnia „Powściągliwość i Praca” Kraków [1937], s. 9-11)