Maryja
cz. I
Życie świętych w niebie, pełne największej płodności, ma bujniejszą rozmaitość i pełnię. Jeden duch Jezusa, ich głowy i pośrednika, objawia się w nich w różnorakim bogactwie, w którym każda dusza według swej przyrodzonej indywidualnej zdolności i według szczególnego głosu Bożego przyjmuje nawiedzenia Boże przez łaskę i współdziała z nimi. Jedna idea świętego, jako sługi Bożego, w tysiącach tysięcy odmian i form rozwoju objawia się w świętych w niebie! Kościół w Litanii do wszystkich świętych w szybkim pochodzie wiedzie nas przez ten świat niebieski. Od tronu Trójcy Przenajświętszej do Panny nad pannami i Matki Bożej, a stąd poprzez rzesze chórów anielskich do samotnej postaci Jana Chrzciciela, wielkiego poprzednika Chrystusowego, któremu gotował niegdyś drogę, i do św. Józefa, opiekuna i żywiciela Jezusowego, męża cichego obowiązku i prostej, a rzetelnej uczciwości i czystości serca. Obok nich zwracają na siebie uwagę postacie patriarchów i proroków. Prości to byli ludzie i czasem osobliwie sobie poczynali, byli jednak mężami silnej wiary, świętego uporu i gorącej tęsknoty. Kontrastują z nimi świetlani świadkowie wypełnienia obietnic Bożych, apostołowie i uczniowie Pańscy: Piotr, Paweł, Andrzej, Jakub i kolejni. Ile imion, tyle odrębnych indywidualności, różnych temperamentów i przeznaczeń. A między nimi tylko jedna miłość i jedna radosna nowina. Dookoła zaś, jakież bogactwo życia i barw na tysięcznych polach działania: wszyscy święci męczennicy, wszyscy święci biskupi i wyznawcy, wszyscy święci doktorowie, wszyscy święci kapłani i lewici, wszyscy święci zakonnicy i pustelnicy, wszystkie święte panny i wdowy, wszyscy święci i święte Boże! Jest to „rzesza wielka, której nikt nie zdoła policzyć, ze wszystkich narodów i pokoleń, ludzi i języków. Stoją prze stolicą i przed obliczem Baranka, przyobleczeni w szaty białe, a palmy w ich rękach” (Ap 7, 9). Całą jednak piękność tych postaci z ich różnoraką rozmaitością przyćmiewa swoim blaskiem Ona jedna jedyna, aniołów i świętych wszystkich Królowa, Maryja, Matka Boża. Jak wszystkie inne stworzenia ma ziemi i na niebie, tak i Ona wyszła z rąk najwyższego, z niczego przywołana do bytu. Nieskończona odległość dzieli Ją od Nieskończonego, od Ojca, Syna i Ducha Świętego. I nie ma w Niej ani jednej łaski, ani jednej cnoty, ani jednego przywileju, którego by nie zawdzięczała boskiemu Pośrednikowi. W bycie swoim przyrodzonym i nadprzyrodzonym Ona cała jest darem Bożym, „łaski pełna” (Łk 1, 28). (…)
Co się tu powiedziało o świętych w ogólności, to w mierze najwyższej należy odnieść do Królowej wszystkich świętych, do Maryi Matki Bożej. Tajemnica macierzyństwa Bożego u Najświętszej Maryi Panny obejmuje nie sam tylko nagi fakt, że Słowo z Jej łona wzięło dla siebie ciało i krew, czyli naturę ludzką. Katolik powtarza z radością nie tylko owe słowa zachwyconej niewiasty ewangelicznej: „Błogosławiony żywot, który Cię nosił, i piersi, któreś ssał”; katolik w odpowiedzi Jezusowej na owe słowa słyszy coś znacznie głębszego: „Błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11, 28). Współudział bowiem Maryi w dziele naszego zbawienia nie polega przede wszystkim na działaniu czysto cielesnym, ale na działaniu religijno-moralnym. Polega on mianowicie na tym, że to, co było w Niej najlepszego, a nawet całe swoje „ja”, o ile to od Niej zależało, oddała na służbę Bogu; na tym, że choć wszystkie czyny i cierpienia człowieka w oczach doskonałości Bożej są tak znikome i nieskończenie małe, to przecież tę nieskończenie małą cząstkę swoją bez zastrzeżeń i bezwarunkowo poddała boskiemu nawiedzeniu Jej przez łaskę i tym sposobem przygotowała się zostać najwznioślejszym narzędziem tej łaski Bożej niezbędnej dla zbawienia świata. Wprawdzie bardzo mało wiemy, jakie było życie Matki Najświętszej od młodości, odkąd jednak weszła Ona na widownię dziejową, widzimy Ją jaśniejącą jak słońce, całą zanurzoną w blaskach światłości: „Bądź pozdrowiona , łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami” (Łk 1, 28). Jeszcze żaden anioł nigdy nie wypowiedział o żadnym człowieku, o żadnej niewieście słów tak wielkich i świętych. Od wieków Kościół zatapia się w modlitewnym rozmyślaniu nad tymi słowami pozdrowienia anielskiego i wciąż nowe w nich znajduje cuda piękności Maryi. A tajemnica ich jeszcze nie została wyczerpana. W świetle opowiadania ewangelicznego Maryja przedstawia się nam nadto jako ta, która z głębokiej świadomości swej niskości (Łk 1, 48, 52-53), pełna ekstatycznego wesela, raduje się jedynie w Bogu, Zbawicielu swoim (Łk 1, 47), a w gorącym uczuciu swego dziewiczego oddania się i w zachwycie swego natchnienia widzi i głosi rzeczy wręcz niepojęte i nie do wiary: „Oto odtąd błogosławioną mię nazywać będą wszystkie narody” (Łk 1, 48). Jak nikt inny Maryja zaraz w pierwszych początkach Ewangelii pojmuje swą moc zwycięską, dzięki której świat cały będzie kiedyś objęty tą Ewangelią. „Królową Apostołów” nazywa Ją dlatego Kościół. Wiemy nadto, że przez całe życie towarzyszyła Maryi z jednej strony skromność i pokora, a z drugiej mocna i radosna wiara. Betlejem i Golgota, to dwie krańcowe stacje Jej życia. Od jednej do drugiej wiedzie droga najsurowszego zaparcia się siebie, bohaterskiej rezygnacji, zupełnego „wyniszczenia się”, droga taka sama, po jakiej kroczył przed Nią sam Jezus (Fil 2, 7).
(styl nieco uwspółcześniono)
(za: Karol Adam, Istota katolicyzmu, Księgarnia św. Wojciecha Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin 1930, s. 160-162, 166-168)