Błogosławione potomstwo
(refleksja w adwentowym oczekiwaniu na narodziny Zbawiciela)
Pierwszy okres macierzyństwa, w którym pod sercem matki poczyna się życie dziecięcia, nazywano u nas zawsze „stanem błogosławionym”. Z tym określeniem, wyrażającym głęboką cześć dla świętości macierzyństwa, łączy się ściśle drugie wyrażenie odnoszące się do samego potomstwa, do dzieci – „błogosławieństwo Boże”. Obfitość tego „błogosławieństwa” w rodzinie mierzyło się ilością członków tego potomstwa.
Matka Jegiellonów Elżbieta [1], Pani „dziwnie nabożna i święta”, jak czytamy u starych dziejopisów, którą w młodocianym wieku „piastowało sieroctwo, niedostatek i łzy opuszczenia”, za niezwykłą łaskę nieba uznawała to, że małżonkowi swemu Kazimierzowi mogła przynieść trzynaścioro dzieci, to jest sześciu synów i siedem córek. Przyjście na świat każdego dziecięcia witała wielkoduszna matka z najwyższą radością i składała za nie Bogu najgorętsze dzięki, jako za szczególne „błogosławieństwo nieba”. Najwięcej zaś rozkoszy doznawała wtedy, gdy jak kokosz swoje pisklęta, mogła zgromadzić dokoła siebie całą swoją gromadkę i siadając pośród niej na zielonej murawie, przeżywać te błogie uczucia, którymi napełnia się serce matki, na widok szczęśliwie chowających się dzieci. Wielka matka Jagiellonów promieniowała wtedy takim osobliwym uniesieniem radości, jakiego nie widzi się w żadnej innej okoliczności ludzkiego życia. Toteż piszący o tym dziejopisarze (na przykład Karol Szajnocha) traktowali z uznaniem to „szczęście matki” i nazywali je „szczególnym błogosławieństwem Bożym”. I słusznie. Słowa Stwórcy wyrzeczone do pierwszych ludzi: „Rośnijcie i rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię” (Rdz 1, 28) były nie tylko nakazem, na którym miał oprzeć się rozwój ludzkiego życia, ale także błogosławieństwo, z którego wypływa owo uszczęśliwienie, zwane „rozkoszą rodzicielstwa”. Toteż u wszystkich narodów i u wszystkich pokoleń ludzkich rodzicielstwo uważano zawsze za rzecz świętą, w której działa twórcza moc samego Boga, podtrzymującego przez nie życie. Ci zaś, których Bóg do tego świętego dzieła powoływał, uważali się zawsze za wybrane narzędzia na usługach Stwórcy a „owoc swego żywota” – dzieci za „błogosławieństwo”, zaś brak tego owocu za „odrzucenie Boże” poczytywali.
Stare podanie głosi, że rodzice Najświętszej Maryi Panny, święci małżonkowie Joachim i Anna, długo żyli bez potomstwa. Z tego też powodu miała raz spotkać Joachima ciężka zelżywość. Skoro bowiem przyszedł do Jerozolimy na dzień poświęcenia świątyni, aby złożyć przepisaną ofiarę, arcykapłan Isahar tej ofiary przyjąć nie chciał posądzając Joachima, że z powodu jakiegoś tajemnego grzechu Bóg odmówił mu „błogosławieństwa” i nie dał mu potomstwa. Dotknięty głęboko tą zniewagą święty mąż udał się na pustynię i tam rzewnie skarżył się Bogu na krzywdę jaka go spotkała zupełnie niesłusznie. Nie poczuwał się bowiem do żadnej winy, która by uzasadniała taką karę. Wiedział też dobrze, że jego świątobliwa małżonka, również niczym nie zasłużyła sobie na taką karę Boga, która skutkuje brakiem potomstwa. Wiedział, iż w tym odmówieniu obojgu „błogosławieństwa w dziecięciu” kryją się inne wyroki Boże. Toteż użaliwszy się na ludzką niesprawiedliwość, począł świątobliwy starzec prosić Boga, aby się zmiłował nad obojgiem i dał im na stare lata dziecię. Błagał zaś o to dziecię nie tyle dlatego, żeby uniknąć niesłusznych oskarżeń i zelżywości – bo te, choć bolą, ale dla miłości Boga zawsze chętnie był gotów znosić – ile raczej dlatego, ażeby wypełniła się między obojgiem małżonków ta straszliwa pustka, którą coraz boleśniej odczuwali.
Im bardziej bowiem posuwali się w latach, tym więcej przerażało ich to sieroctwo, którym jest bezdzietność; tym jaśniej widzieli w bezdzietności zaprzeczenie przyrodzonych praw życiowych… Gdyby Joachim poczuwał się do winy, to wówczas uznałby w tym straszną, ale słuszną karę Bożą. Ponieważ jednak tej winy ani w sobie, ani w swej małżonce nie widział, dlatego tym bardziej ubolewał nad brakiem potomstwa, czując się wyrzucony poza obręb przyrodzonego życia ludzkiego. Gdy się tak modlił, jak głosi podanie, zjawił mu się anioł i zwiastował mu, iż jego małżonka, która długo i równie gorąco błagała Boga o potomstwo, powije mu dziecię…
Bóg wysłuchał modlitw świątobliwych małżonków. Anna, aczkolwiek już posunięta w latach niewiasta, poczuła się matką… Chociaż nie wiedziała jeszcze, kim miało zostać jej dziecię, to jednak pełna szczęścia mogła była w uniesieniu, na wzór matki machabejskiej, wołać: „nie wiem jakoś się w żywocie moim ukazało, bo nie jam ducha i duszę ci dawała; i żywot i członki nie jam sama spoiła, ale Stworzyciel świata, który sprawił człowiecze narodziny” (2 Mach 7, 22-23). Tak mogła była mówić tym słuszniej, że istotnie dziwić się musiała, jak „to dziecię ukazało się w jej żywocie”. Jako podeszła w wieku twierdzić mogła, że rzeczywiście nie „ona zespoiła członki” tego dziecięcia, które „nie tyle z krwi, i z woli ciała, i z woli męża”, ile raczej w woli Boga narodzić się miało (J 1, 13).
Tak wymodloną u Boga córką została Matka Tego, który odrodził świat. Dzieło odnowy ludzkiego życia na ziemi rozpoczął Bóg od stworzenia nowego życia w osobie dziecięcia, które ma być przyszłą Matką Jego Syna. Stworzył to nowe życie pośród takich okoliczności, aby jak najwyraźniej zwrócić uwagę świata, gdzie ta odnowa ma swój początek. Stworzył je bowiem przy brzmieniu gorących próśb ludzi, którzy brak potomstwa uważali za rzecz przeciwną przyrodzonym prawom życia, co też słusznie uważano za osobliwą „karę Bożą”.
Jednym z najbardziej znamiennych znaków „ducha czasu”, wedle którego obecne pokolenie ludzkie urządza swe sprawy życiowe jest „spisek przeciw życiu”. Wbrew temu co postanowił Bóg dąży się dzisiaj do jak największego ograniczania rozwoju życia, i to nie tylko przez unikanie związków małżeńskich, nie tylko przez stawianie przeszkód skutkom tych związków, ale nawet przez stosowanie najohydniejszych zbrodni. Rzekoma mądrość życiowa obecnych czasów nakazuje rodzicom ograniczać się do jednego, a najwyżej dwojga dzieci, a dalsze zaczątki życia, wynikające z ich związku, każe uniemożliwiać albo wprost zabijać. Te niecne postępki, które są prostą zbrodnią przeciw życiu, przeciw Bogu, przeciw Ojczyźnie i przeciw dobru samych rodziców tłumaczy ów przewrotny rozum życiowy zazwyczaj brakiem zdrowia małżonków, niedostatkiem środków na wychowanie dzieci lub też prostą wygodą unikającą ciężaru rodzicielskich obowiązków. Te rzeczy jednak, które samego występku wobec prawa naturalnego bynajmniej nie usprawiedliwiają, zazwyczaj także strasznie zawodzą. Odsuwający od siebie dzieci – owo „błogosławieństwo Boże” nie tylko nie unikają różnych chorób, ale często swoje niecne postępki przypłacają zdrowiem; nie tylko nie zwalczają niedostatku, ale często na starość popadają w nędzę i nie mają nikogo, kto by im w chorobie podał kubek wody; nie tylko mało zażywają wygód, ale często bardzo dotkliwie odczuwać muszą jałowość, pustkę i samotność życiową.
Wielka matka Jagiellonów, chociaż wydała na świat trzynaścioro dzieci, cieszyła się zawsze najlepszym zdrowiem. Aczkolwiek z tych trzynaściorga tylko jedenaścioro dożyło wieku dojrzałego, to jednak żadne z nich nie odczuwało niedoli życia, bo wszystkie córki zostały małżonkami panujących, a spośród synów – Władysław został królem czeskim i węgierskim, Aleksander, Jan Olbracht i Zygmunt byli królami polskimi i wielkimi książętami litewskimi, Fryderyk – biskupem i kardynałem Kościoła rzymskiego, a Kazimierz – świętym.
Największa zaś pociechą dla matki tak licznego potomstwa było to, że po śmierci anielskiego Kazimierza mogła się radować sławą cudów zaistniałych za jego przyczyną i doczekać się ogłoszenia papieskiego orędzia nadającego odpusty tym, którzy nawiedzą spoczywające w Wilnie ciało jej świątobliwego syna. Owo orędzie uzyskał Aleksander jako wielki książę litewski w 1501 r. od pap. Aleksandra VI za pośrednictwem bpa Erazma Ciołka.
Podobnego błogosławieństwa doczeka każdy ojciec i każda matka, którzy strzec będą nakazu Pana: „Patrzcież, abyście nie wzgardzili jednego z tych małych, albowiem wam powiadam, iż aniołowie ich w niebiesiech zawsze widzą oblicze Ojca mego” (Mt 18, 10). Amen.
(styl nieco uwspółcześniono)
(na podstawie: ks. Władysław Staich, Niebieska Pani. Kazania o życiu rodzinnem na tle żywotu Najśw. Marji Panny, Kraków 1930, s. 11-16)
[1] Elżbieta Rakuszanka (Habsburżanka) (1437-1505), córka króla niemieckiego Albrechta II Habsburga, żona króla polskiego i w. ks. litewskiego Kazimierza Jagiellończyka.