Przyrodni bracia
Gdy sułtan Alp Arslan w 1064 r. podbił Wielką Armenię i zburzył jej stolicę Ani, wówczas Armeńczycy, uchodząc z walącego się miasta, zabrali zeń szczęśliwie największą swą świętość, cudowny obraz Najświętszej Bogarodzicy, namalowany według pobożnego podania przez św. Łukasza. Idąc pod wodzą swoich dwóch książąt w nieznane kraje, nieśli na czele tego smutnego pochodu to, co im miało być ostoją w niepewnej doli – ów cudowny obraz. I byli podobni wtedy ci nieszczęśliwi tułacze do owej Moabitki Rut, która za umiłowaną teściową szła w nieznaną dal. Zdani na opiekę swej niebieskiej Matki, mówili niejako: „Nie każ nam Cię opuścić i odejść, bo nie posłuchamy, gdziekolwiek się skierujesz, pójdziemy za Tobą; a gdziekolwiek zamieszkasz i my obok Ciebie mieszkać będziemy”. A Maryja, jak owa Noemi, która się „Marą” nazwała, prowadziła ich tam gdzie był „Jej lud”. Widząc bowiem u tych biednych wygnańców niezwykłe przywiązanie do siebie, pośrednictwem swoim u Boga sprawiła to, że Boża Opatrzność, która krokami ludzkimi kieruje, wprowadziła ich na drogi wiodące do Polski.
Ormianie, tak bowiem tych przybyszów u nas nazwano, osiadłszy na ziemiach ruskich, umieścili ów cudowny obraz swej niebieskiej Pośredniczki w Kamieńcu Podolskim. Uprzywilejowani najpierw przez Leona, księcia halickiego, a później przez Kazimierza Wielkiego, królową Jadwigę, Władysława Warneńczyka i wszystkich następnych władców polskich, mogli się swobodnie rozwijać. Zajęci głównie kupiectwem, stali się w państwie niezmiernie pożytecznym czynnikiem. Toteż Polacy za pełnienie tej pożytecznej roli sowicie Ormian nagrodzili. Uznawszy ich w życiu społecznym za braci, dobrym przykładem dopomogli im w osiągnięciu najwyższego dobra, to jest odzyskania jedności z Kościołem świętym. Ormianie bowiem przybyli do nas jako schizmatycy a może nawet i heretycy. Trwając świadomie w takim stanie nie mogli dostąpić zbawienia. Byli podobni do owej latorośli, która odcięta od macierzystego pnia usycha, a potem rzucona w ogień, musi zgorzeć. Ten straszny wyrok, wydany przez Chrystusa Pana na wszystkich zatwardziałych schizmatyków i heretyków, nie spadł jednak na zabłąkanych Ormian osiadłych w Polsce. Aczkolwiek bowiem sprzeniewierzyli się wielu zasadniczym prawdom chrześcijańskiej nauki, to jednak zachowali z niej to, co wielokrotnie w dziejach Kościoła świętego, doprowadzało różnych odszczepieńców do nawrócenia. Ormianie zachowali mianowicie nadzwyczajną cześć wobec Najświętszej Bogarodzicy. I to właśnie sprawiło, że w końcu przejrzeli i do jedności z Kościołem świętym chwalebnie w granicach Rzeczypospolitej powrócili.
Miłość ku Najświętszej Bogarodzicy sprawiła w nich to, że poznawszy błąd, w którym od tylu wieków trwali, wyrzekli się swoich fałszywych przekonań i do jedności z Kościołem świętym wrócili. Oto bowiem w XVII w. powstało w osadach ormiańskich wielkie mnóstwo świątyń, z których znaczna część była pod wezwaniem „Maryi”. We Lwowie, w Śniatynie, w Brzeżanach, w Zamościu i po całej Polsce, na Rusi, na Bukowinie stoją po dziś dzień jeszcze ormiańskie kościoły pod wezwaniem „Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny”. Rozmiłowany we czci Maryi lud ormiański, skwapliwie do Niej w tych świątyniach się garnął i przemożnej przyczyny u Boga Syna pilnie się u Niej dopraszał. A Maryja, o której powiedziano, iż nie opuszcza nikogo, choćby najzatwardzialszego grzesznika, jeśli do Niej o pomoc się ucieknie, nie wzgardziła prośbami tych zbłąkanych. Ledwie bowiem do Niej w owych świątyniach garnąć się poczęli, wnet za łaską Bożą do prawdy wiary świętej przylgnęli.
Gdy owdowiała, ale wierna swej teściowej, Rut przybyła z nią do ziemi judzkiej, dopełniła wówczas tego, co była zapowiedziała na początku drogi, mówiąc: „Gdziekolwiek się zwrócisz, pójdę, a gdzie będziesz mieszkać i ja pospołu mieszkać będę. Lud twój, lud mój” (Rut 1, 16). Zamieszkawszy bowiem z Noemi w Betlejem, przypadła do serca sprawiedliwemu Boozowi, który ją za małżonkę pojął. Zostawszy żoną Judejczyka, przyjęła też jego narodowość za swoją własną, a jako wzorowa matka jego dzieci, z których wyszedł wielki król Dawid i sławny z mądrości Salomon, a w końcu Odkupiciel świata Jezus Chrystus, w dziejach narodu żydowskiego uznaną została za najlepszą jego córkę.
Podobnie działo się z Ormianami w Polsce. Skoro bowiem za swoją świętą Panią do naszej krainy przyszli i jak owa Rut, zbierająca kłosy dla swej teściowej, w służbie niebieskiej Matki wiernie trwali, upodobał sobie ich gospodarz tej krainy – naród polski i za własnych synów ich sobie przybrał. Toteż wdzięczni za tę macierzyńską pieczołowitość Ormianie, wiernie Rzeczypospolitej służyli. Skupiwszy w swoich rękach znaczną część wielkiego handlu całego Wschodu, przysporzyli tym niemało dobra swej nowej Ojczyźnie. Niemałą też zasługą Ormian było reprezentowanie przed tureckim rządem spraw polskich. Znający bowiem stosunki i języki wschodnie, używani byli w polskich poselstwach jako tłumacze, a załatwiając zlecone sobie sprawy, niekiedy nawet wielkiej wagi, zawsze czynili to z pożytkiem dla Rzeczypospolitej. I wnet ci nowi synowie polskiej Macierzy, własnym jej synom w miłości do Niej zupełnie dorównali. Najwybitniejsi spośród nich, jak na przykład sławny apostoł z czasów rzezi galicyjskiej ks. Antoniewicz albo pilny zbieracz źródeł do ormiańskich dziejów ks. Barącz lub wymowny kaznodzieja abp Isakowicz, a także jego następca na lwowskiej stolicy, głęboki myśliciel abp Józef Teofil Teodorowicz, w rozumieniu polskiego ducha tak bardzo postąpili, że wypowiadając go swym mistrzowskim słowem, na równi z innymi mistrzami – właściwymi synami tej ziemi, stanęli.
Znamienną, warto pamiętać, rzeczą u wszystkich wybitnych działaczy ormiańskich jest to, że w dziełach swoich najwięcej o Najświętszej Bogarodzicy prawili. Sławny ze swej uczoności ks. Barącz w księgach swoich skrzętnie gromadził wszystkie świadectwa czci Maryi obecne w polskiej Ormiańszczyźnie. O Maryi układał pieśni i głosił przepiękne kazania ks. Antoniewicz, a wybitny kaznodzieja abp Isakowicz z największym zapałem zawsze o Matce Bożej mówił, zaś abp Teodorowicz, będąc wybitnym znawcą ducha polskiego, na końcu swych głębokich refleksji o dawnej naszej chwale, wyrzekał zawsze święte słowo „Maryja”.
I słusznie. Wszak przez Maryję naród polski do samoistnego życia się zbudził, przez Maryję urósł w potęgę, przez Maryję powstawał z upadków, przez Maryję też Ormian – owych „przyrodnich braci” sobie zjednał. Niechże więc niebieska Królowa, pod której opieką owa bratnia miłość w dawnej Polsce tak chwalebnie wzrastała, będzie nam nadal ostoją ładu społecznego. Jej imię, wypowiadane w polskim, białoruskim, ukraińskim, ormiańskim czy litewskim języku, niech będzie wyrazem sąsiedzkiej zgody ku wspólnemu pożytkowi doczesnemu i wiecznemu.
Amen.
(styl nieco uwspółcześniono)
(opr. na podstawie: Nauki majowe o Królowej Korony Polskiej z książki Królestwo Marji [napisanej] przez x. Władysława Staicha, wybrał i skrócił x. Bronisław Obuchowicz, Kraków 1927, s. 193-197)