Matka bolesna
„A duszę Twą własną przeniknie miecz”
Na pogodnym niebie Bogarodzicy w Betlejem i w Nazarecie pojawiła się czarna chmura w postaci proroczych słów Symeona. Maryja wiedziała, że w tej chmurze drzemie piorun; nie wiedziała tylko, kiedy uderzy. Ten splot słońca i żałoby, radości i obaw Matki, wpisanych w serce proroctwem Symeona, przepięknie odtworzył malarz niemiecki Kaulbach. Nad śpiącym w warsztacie św. Józefa Dzieciątkiem pochyla się młodziutka Matka-Dziewica, całuje rączkę Dziecięcia, ale Jej oczy smutno wybiegają w nieokreśloną dal. I cóż dostrzegły w mrokach przyszłości? Zobaczyły coś groźnego, bo popłynęły z nich łzy, a usta tym mocniej przywarły do skarbu, który Jej ma być wydarty. Przed oczami Maryi zamajaczył miecz z proroctwa Symeona. Miecz to, czy co innego? Jak dziwnie miecz podobny jest kształtem do krzyża!
Słońce na niebie Bożej Matki zajaśniało radośniej niż zwykle, gdy trzech Mędrców uklękło przed Jej Synem. Wnet jednak, dalekim pomrukiem grzmotu, przypomniała swoją na niebie obecność owa chmura proroctwa Symeona. Święty Józef zbudził Maryję wezwaniem do ucieczki do Egiptu. Miecz, przeszywający duszę, tym razem zamajaczył w rękach Heroda. „Czy to już teraz? – pytało, zatrwożone o los Syna, Serce Matki. Miecz dziwnie podobny do krzyża, ale to jeszcze nie dla Twej Dzieciny, to dla Ciebie, Matko – krzyż wygnania.
Dwunastoletni chłopiec i pierwsze obowiązkowe dla Niego święta w Jerozolimie, jedna z większych uroczystości rodzinnych. Słońce na niebie Maryi płonęło wówczas uroczyściej niż zwykle. A obok tej radości, w Sercu Matki zawsze, jak złowrogie przeczucie, dźwięczały słowa Symeona: „Duszę Twą miecz przeniknie”. Chyba nie dziś!? Wtem, owa chmura, nieodłączna od życia Maryi, rozpostarła się na całym niebie, na całe trzy dni. Czy to już cios mieczem, Symeonie?
Gdybyśmy umieli odczytywać analogie Boże, to może w tych trzech dniach rozłąki dostrzeglibyśmy proroctwo i przedsmak innych trzech dni rozłąki – poprzedzonych krwią i spowitych ciszą grobową (…)
Minęło lat trzydzieści, odkąd Symeon postawił przed oczyma szczęśliwej Matki widmo miecza w sercu. Jezus coraz częściej i coraz wyraźniej sam mówił o tym mieczu Symeona, a ów miecz przemienił się w krzyż. Jezus przygotowywał uczniów na swoją krwawą godzinę, lecz nie znalazł u nich zrozumienia. Matka jednak zrozumiała Syna i rozważała w sercu swą własną ofiarę, swoje własne męczeństwo.
Szła za Jezusem na Kalwarię. Co to za ciężar na Jego barkach? Dla Jezusa krzyż ogromny, dla Jej Serca miecz ogromny. Krzyż i miecz mają taki sam kształt. Dotychczas miecz przeszył Jej Serce trzykrotnie; teraz rozrósł się do rozmiarów Krzyża Chrystusowego, aby w czasie Męki jeszcze wielokrotnie ugodzić matczyne Serce.
Gwoźdźmi rozpięto Jezusa na krzyżu; każde uderzenie młota było ciosem miecza w Serce Matki. Podniesiono krzyż z Ukrzyżowanym do góry i osadzono w skale. Krzyż wniknął w skałę, tak jak miecz w Serce Matki. Padł z krzyża testament pożegnalny konającego Jezusa i w tym samym momencie konało z bólu Serce Matki powtarzając, jak echo, siedem słów umierającego Zbawiciela.
A kiedy na tle krzyża Matka Bolesna przyjęła na swe kolana zdjęte z krzyża Ciało Syna, to ten krzyż nad Nią, jak miecz olbrzymi wydawał się wyrastać z Jej zbolałego Serca. Golgota, na której zboczu znajdował się grób Zbawiciela, wydaje się być ogromną mogiłą Jezusa z zatkniętym w nią krzyżem, lecz także można w Golgocie zobaczyć Serce Matki Bolesnej, w którym pochowano zabitą miłość; krzyż stojący na Golgocie tkwi, jak gigantyczny miecz Symeona, w męczeńskim, matczynym Sercu Maryi.
Naszej Matce należy się współczucie. Nic nie zmniejsza rozmiarów Jej bólu. Święty Bernard postawił pytanie: „A może ktoś powie: czyż nie wiedziała wcześniej, że Syn umrze? – Wiedziała niewątpliwie. – Czyż nie wierzyła nieustannie, że zmartwychwstanie? – Ufała w to z całą pewnością. – I przy tym wszystkim bolała nad Ukrzyżowanym? – Tak, bolała niewymownie. – Ale coś ty za jeden, bracie, i skąd tobie ta filozofia, że dziwisz się, iż Maryja nie mniej współcierpiała, niż cierpiał Jezus? On mógł umrzeć ciałem, a Maryja nie mogła wespół z Nim umrzeć Sercem? Tamto sprawiła miłość, ponad którą większej nie ma; sprawiła i to miłość, po której inna podobna nie istnieje”.
Kto miał trudne zadanie pocieszać matkę nad trumną syna, ten musiał wcześniej wczuć się w serce matki. Sercu Tej, która jest pierwowzorem wszystkich matek, nie oszczędzono największego z bólów matki: widoku zabitego syna, a na dodatek zabitego, choć był niewinny i zabitego tak okrutnie.
Dwa razy dokonała się równocześnie Męka Pana Jezusa: raz na Jego Osobie, drugi raz na Sercu Matki. Uczmy się patrzeć na Mękę Pana Jezusa poprzez Serce Najświętszej Panny. Wtedy ta Męka we współczuciu nad Jezusem i Maryją odtworzy się po raz trzeci, ale już w naszych sercach. I pozostanie po niej ślad najpiękniejszy: współczująca miłość dla dwóch najdroższych nam, umęczonych świętości: dla Jezusa i dla Maryi.
(opr na podstawie: ks. Jan Dorda T.J., Szkice przemówień o Matce Bożej, Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy Kraków 1946, s. 97-99)