W 1910 roku, a więc siedem lat przed objawieniami Matki Bożej w Fatimie, władzę w Portugalii przejęła masoneria. Rządzący postanowili zniszczyć Kościół katolicki w ciągu dwóch pokoleń. Nowa władza, której celem była walka z Bogiem, ogłosiła, że katolicyzm jest największym wrogiem ludzkości, opium dla ludu i dlatego należy go jak najszybciej unicestwić.
Rozpoczęły się okrutne prześladowania Kościoła, represjonowanie osób duchownych oraz świeckich, z których wielu poniosło śmierć męczeńską. Prymasa Portugalii oraz najbardziej niewygodnych biskupów i kapłanów wypędzono z kraju. Lizbona została ogłoszona w 1915 roku ateistyczną stolicą świata.
I właśnie wtedy, gdy w Portugalii trwało wielkie prześladowanie ludzi wierzących, gdy cała Europa była terenem krwawych walk Pierwszej Wojny Światowej, a władzę w Rosji przejmowali komuniści, w 1917 roku Pan Bóg w nadzwyczajny sposób zaapelował do ludzkich sumień poprzez objawienia Matki Bożej w Fatimie.
Matka Boża objawiała się trójce pastuszków Franciszkowi, Hiacyncie oraz Łucji aż sześciokrotnie. Potwierdzeniem wiarygodności tych objawień był cud Słońca, który miał miejsce podczas ostatniego objawienia 13 października 1917 roku. Tego dnia padał rzadki, uporczywy deszcz. Przesiąknięci wilgocią i zimnem ludzie podążali błotnistymi ścieżkami w kierunku miejsca cudu. Już przed południem przybyło tam około 50 tysięcy ludzi. Wielu z nich pokonało na nogach setki kilometrów. Byli wśród nich ludzie prości z wiosek i miasteczek, a także wykształceni inteligenci ze stolicy. Byli też żołnierze, którzy otrzymali rozkaz zablokowania doliny Cova da Iria, ale okazało się to niewykonalne. Gwardia Republikańska była bezradna, ponieważ niezliczony, przemoknięty „do suchej nitki” tłum wciąż „napływał”. Trójka dzieci wyszła z domu wcześnie. Ludzie co chwilę zagradzali im drogę, nie zważając na deszcz i błoto, klękali przed nimi przedstawiając swoje prośby. Gdy wreszcie dotarli na miejsce koło małego drzewka, byli zdumieni, ile osób czeka na cud.
Kiedy dotarliśmy do Cova da Iria i byliśmy w pobliżu dębu, poruszona wewnętrznym impulsem poprosiłam ludzi, aby zamknęli swoje parasole i zaczęli odmawiać różaniec- wspomina Łucja.
Południe minęło i wszyscy zaczęli niecierpliwie spoglądać w górę. Deszcz wciąż padał. Około godziny 13:30 Łucja zwróciła swój wzrok we wschodnim kierunku i rzekła: Hiacynto! Uklęknij na kolana, nasza Pani się zbliża! Właśnie widziałam rozbłysk. A zaraz potem rozpoczęła się rozmowa Łucji z Matką Bożą:
– Chcę ci powiedzieć, aby wybudowano tu kaplicę na moją część. Jestem Matką Bożą Różańcową. Odmawiajcie w dalszym ciągu codziennie różaniec. Wojna się skończy, a żołnierze wkrótce wrócą do swoich domów.
– Miałam prosić Panią o wiele rzeczy, abyś uzdrowienie kilku chorych, nawrócenie niektórych grzeszników, etc.
– Jednych uzdrowię, innych nie. Trzeba, aby się poprawili i prosili o przebaczenie swoich grzechów. I ze smutnym wyrazem twarzy dodała: Niech nie obrażają więcej Boga naszego Pana, który już i tak jest bardzo obrażany.
Potem rozchyliwszy dłonie Matka Boża sprawiła, że płynący z nich blask odbił się od słońca. A podczas gdy się wznosiła, Jej własny blask również odbijał się od słońca. W tym momencie Łucja krzyknęła: Spójrzcie na słońce!” Kiedy Matka Boża Różańcowa „znikła” w bezmiarze nieboskłonu, wizjonerzy byli świadkami trzech następujących scen. Pierwsza to wizja Świętej Rodziny. Ujrzeli obok słońca św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus i Matkę Bożą odzianą w białą szatę oraz niebieski płaszcz. Święty Józef pobłogosławił tłum wykonując trzykrotnie znak krzyża. Dzieciątko Jezus uczyniło to samo. Następna była wizja Matki Boskiej Bolesnej i Chrystusa Pana obarczonego cierpieniem w drodze na Kalwarię. Łucja widziała jedynie górną część ciała Pana Jezusa. Pobłogosławił On lud czyniąc znak krzyża. Ostatnia była chwalebna wizja Matki Bożej Karmelitańskiej, ukoronowanej na Królową Nieba i Ziemi oraz trzymającej w swych ramionach Dzieciątko Jezus.
Natomiast zgromadzeni ludzie byli widzami niezwykłego spektaklu, jakim był „taniec słońca”. Deszcz nagle przestał padać, chmury szybko się rozproszyły tak, że niebo było czyste:
Z łatwością patrzyliśmy na słońce, które nas nie oślepiało… wokół panowała cisza i spokój, a wszyscy byli wpatrzeni w górę. W pewnym momencie słońce jakby się zatrzymało, a potem zaczęło się poruszać i tańczyć, aż wydawało się, że oderwie się od nieba i spadnie na nas. To była straszna chwila. – wspominał ojciec Franciszka i Hiacynty.
To niezwykłe zjawisko trwało 10 minut. W tym krótkim czasie ziemia, która na skutek ulewnego deszczu zmieniła się w prawdziwe bagno, została całkowicie osuszona, a przemoczone do suchej nitki ubrania zgromadzonych ludzi całkowicie wyschły. Podczas tego spektakularnego cudu dokonało się tysiące nawróceń oraz uzdrowień z najróżniejszych chorób. Najbardziej wykształceni i najinteligentniejsi ludzie patrzyli oniemiali jak małe dzieci.