List na wrzesień 2020

List na wrzesień 2020

Jak czciła Maryja Boga w Trójcy Świętej Jedynego?

Maryja czciła Boga tym, że żyła ściśle według Jego woli. Nie byłoby to godnym uwielbieniem Najwyższego, gdyby ktoś ustami tylko czcił Go i wysławiał, w czynach zaś wykraczał przeciw woli Bożej. Najświętsza Dziewica pełniła wolę Ojca Niebieskiego w każdej chwili swego życia. Nie było w nim godziny ani minuty, w której by swoje własne upodobanie wyniosła ponad wolę Bożą. Mogłaby mówić o sobie, podobnie jak mówił Zbawiciel: „Moim pokarmem jest, abym czynił wolę Tego, który mnie posłał, abym wykonał sprawę Jego” (J 4, 34).

Maryja spełniała wolę Bożą chętnie, z radością. Ponieważ tak dobrze znała i szczerze miłowała Ojca Niebieskiego, życie według Jego przykazań nie było dla Niej trudem ani ciężarem, lecz odpowiadało najgorętszym pragnieniom Jej serca. Pewien misjonarz, który dziesiątki lat spędził w krajach pogańskich, opowiadał u schyłku życia: „Od dawien dawna pragnąłem mieć obraz Zbawiciela z napisem z Ewangelii: «Ja, co się Jemu podoba, zawsze czynię» (J 8, 29). Szukałem go wszędzie i dopytywałem się o niego bezskutecznie. Dopiero po wielu latach, ku wielkiej mej radości, udało mi się znaleźć upragniony obraz”. Maryja nie potrzebowała tęsknić za obrazem Syna swego, gdyż Zbawiciel żył pod jednym z Nią dachem. Natomiast wszystkie swe dążenia kierowała ku realizacji następującego celu: zawsze to czynić, co Ojcu Niebieskiemu miłe jest i przyjemne.

Maryja wykonywała wolę Najwyższego także w najboleśniejszych godzinach życia. Nie sztuką jest w czasie słonecznego szczęścia wznosić wzrok w niebo i czynić dziękczynienie. Nie trzeba na to cnoty, aby otrzymawszy od Boga jakieś wielkie dobrodziejstwo, powiedzieć: „Bądź wola Twoja!”. Lecz poddać się woli Bożej wówczas, gdy Pan najgorętszych życzeń naszych nie spełnia; modlić się: „Ojcze, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”, gdy zbliża się nieunikniony kielich cierpienia – na to zdobyć się może tylko dusza bezgranicznie ufająca Bogu, Jego mądrości i miłości.

Maryja wyraziła swą gotowość na podjęcie życia wypełnionego pracą, troską, ubóstwem już wówczas, gdy Gabriel zwiastował jej, że pocznie z Ducha Świętego. Rzadko uświadamiamy sobie należycie, co Maryja na siebie przyjęła odpowiadając: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Wydaje się nam, że nie było trudno wypowiedzieć tych kilka słów przyzwolenia i przyjąć najwyższą godność jaka mogła stać się udziałem stworzenia Bożego. Zapominamy jednak, że z tym najwyższym zaszczytem złączona była boleść największa, nieporównywalna z żadna inną boleścią człowieka; boleść, która sprawiła, że wciąż, mimo upływu tylu stuleci, niezmiennie nazywamy Maryję Królową Męczenników. Ucieczka do Egiptu, pobyt w obcym kraju, dramatyczne szukanie dwunastoletniego Jezusa, spotkanie z Nim na drodze krzyżowej, godziny męczarni pod krzyżem, boleść przy złożeniu do grobu – wszystko to przyjęła na siebie Maryja razem z godnością Matki Syna Bożego.

Najświętsza Dziewica czyniła wolę Ojca Niebieskiego w ukryciu. Praca Jej i cierpienie upływały bez rozgłosu, w ciszy, z dala od ludzkich oczu. A my, jakże jesteśmy skłonni dzielić się z otoczeniem każdym swoim smutkiem i każdą radością. Ta potrzeba zwierzeń jest do pewnego stopnia właściwością naszej natury i czymś złym staje się dopiero wówczas, gdy bierze swój początek z próżności i pychy. Maryja chciała podobać się tylko Bogu. Nie szukała zatem u ludzi dla swej pracy uznania, a w swych smutkach pociechy. Ważna z tego przykładu płynie dla nas nauka. Otóż w każdym stanie, w każdej sytuacji życiowej, możemy Bogu służyć i czcić Go gorliwym pełnieniem swoich obowiązków, nawet w ubóstwie czy boleści. Złoto, jedwabie, wille i pałace są bez znaczenia, gdy chodzi o czystość serca i zdobycie cnót chrześcijańskich. Kwiat świętości może zakwitnąć i w lepiance ubogiej. Pod skromną, nawet zgrzebną odzieżą bić może cnotliwe, szlachetne serce!
Syn pewnego gospodarza objął po ojcu gospodarstwo w sytuacji powszechnej recesji. Niebawem jego dom nawiedziły takie nieszczęścia jak choroby, śmierć i pogłębiający się niedostatek, a nawet nędza. Zmagał się z tymi przeciwnościami cały rok ciężko pracując, aż pewnego dnia odwiedził go jeden z bliskich krewnych. Po powitaniu, gość powiedział: „Ileż ty, biedaku, musiałeś przecierpieć…”. Na to młody gospodarz odpowiedział z prostotą: „to ojciec, nie ja”.

(styl nieco uwspółcześniono)

(za: ks. dr Antoni Polz, Ave, Maris Stella!, Księgarnia św. Wojciecha Poznań-Warszawa-Wilno-Lublin 1933, s. 183-186)

Drucke diesen Beitrag